piątek, 20 czerwca 2008

Egzamin



Spadam na obiad a potem nauka :)

wtorek, 3 czerwca 2008

Euro 2008

Portugalia dobry kraj, tak dobry że aż żal wyjeżdżać. I pod tym jednym względem o wiele lepszy od Polski. Dlaczego? Wiadomo, wino kobiety i śpiew, ale nie o tym mowa. Tutaj telewizja publiczna nie robi z mistrzostw wielkiej afery i nie daje ludziom powodu do rozmyślań nad powstaniem narodowym i szturmem na siedzibę TV. Cała Portugalia kocha piłkę i żaden debil nie dopuści do takiej sytuacji jak w Polsce, że nawet skrótów meczu TVP nie pokaże, bo wszystko wykupiła prywatna stacja. Tak więc do 26-go czerwca obejrzę zmagania Polaków w publicznej TV. W szkole, lub w akademiku lub u Goncalo w domu. A potem? W Polsce pójdę do Multikina :)

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Śmiać się czy płakać? :]

Muszę się dziś wyładować. Wyładować moją złość. Dlaczego? A dlatego, że ta szkoła mnie po prostu wk…a. I nie chodzi o to że to po prostu szkoła i trzeba się uczyć itd. Chodzi o formę. Tak tak, o formę. O to jak tu wszystko działa, a raczej nie działa. Mamy 21 wiek, mamy czy nie? No niby tak. Więc takie podstawowe medium jak Internet dostarcza studentom sporo informacji, szczególnie studentom Erasmus którzy na własną rękę muszą szukać informacji i się uczyć sami bo zajęć po angielsku dawać nie łaska. Jak Internet wygląda tutaj?

1. Akademik – Tutaj jest przegięcie pały, bo w akademiku nie ma Internetu. Znaczy jest, na papierze. Stoją 4 komputery, jest ROUTER i mruga lampkami rozsiewając po całym akademiku sieć bezprzewodową EDUROAM finansowaną ze środków EU. I co z tego? Jak do sieci się podłączyć nie da, a co miesiąc słysze: Tak tak, nasi najlepsi ludzie nad tym pracują, niedługo będzie Internet. I tak od 10 miesięcy.

2. Szkoła – Tutaj idę na spacer jak chce skorzystać z sieci. Siadam sobie w barku, zamawiam kawkę i rogalika i mam do wyboru. Darmową sieć studencką AEISCAC Secretaria, do której mogą się podłączyć wszyscy barowicze, oraz sieć e-U, jak sama nazwa wskazuje finansowaną prze EU :) Zabezpieczona na 1500 sposobów i pomagałem konfigurować chyba ze 20 laptopów bo ludzie sobie z tym nie radzą i wcale się nie dziwie. Wszystko pięknie Ale…

e-U raz działa raz nie. Łączy, rozłącza zasięgiem pokrywa akurat te miejsca gdzie nie ma gdzie usiąść, a porozwieszane wszędzie ROUTERY chuj wie jaką sieć nadają bo usiądziesz pod takim i nie masz sygnału w ogóle. Z sieci można jedynie korzystać w weekend, bo w ciągu tygodnia otworzenie strony graniczy z cudem a ściągnięcie maila który ma 3MB zajmuje od 40 minut do 1,5h. Cudowny transfer na poziomie 1-2Kb/s. Tak więc informacje potrzebne do nauki ściągam przyciśnięty do stołka i zajmuje mi to 4h zamiast jednej. W weekend nie narzekam, sieć działa szybko bo… nikogo nie ma w szkole.

AEISCAC Secretaria – Szybsza sieć o ile jakiś debil nie ogląda filmów na youtube, wtedy jest tak samo (patrz wyżej). Niestety ROUTER się wiesza średnio raz na dwa dni i jeżeli biuro jest nieczynne nie ma go kto restartować i z sieci nici. Ostatnio poznałem miłą portugaleczkę, która jest prezydentem AEISCAC. Powiedziałem jej, że ich sieć jest do d..y bo mają udostępnione w sieci wszystki dokumenty, faxy i 20GB plików mp3 i coś chyba jest nie halo.

ZAPOMNIAŁEM ŻE TUTAJ SĄ SAMI DEBILE

Spodziewałem się, że jak na normalnego użytkownika przystało, klikną 3 razy gdzie trzeba ustawią hasełko na udostępniany folder z plikami i po sprawie… ale nie… po co :) Geniusze wpadli że wykręcą anteny z routera i po kłopocie. Nie ma Internetu za free, to nikt nie widzi plików. Ale:

- Idioci nie wiedzą, że wystarczy wejść do Routera i zaznaczyć opcję: Wyłącz sieć WiFi. Zamiast wykręcaćanteny!

- Idioci nie wiedzą, że nawet bez anten router działa i wysyła sygnał, jedynie słabszy co przy odległości rzędu kilku metrów nie robiło różnicy i Internet działał nadal po wykręceniu anten!

Dopiero jak dziś poszedłem żeby powiedzieć aby zresetowali router (bo się znów zawiesił) to powiedzieli że od jakiegoś czasu Internetu nie ma (akurat) i że niedługo będzie (buhaha). Może. Bo cośtam cośtam. Generalnie nie mieli pojęcia i chcieli mnie spławić.

Tak więc idę dziś z panią prezydent na kawę i powiem co o tym wszystkim myślę :)


sobota, 31 maja 2008

Tanie Loty do Polski - Last Minute!

Dostaje już oczopląsu od przeglądania ofert lotniczych. Niektóre „Tanie Linie” lecą sobie w kulki i za np. lot z Porto do Londynu chcą… 200EUR i więcej. Pop…ło ich. Kto nie wie czemu przeglądam oferty, niech się dowie, że w przyszłym tygodniu prawdopodobnie czeka mnie przelot do PL. Na kilka dni. Mam ostatni etap rekrutacji do P&G. Jak na razie przerażenie mnie ogarniało, bo serwisy przeszukujące oferty tanich linii szokowały cenami… od 350EUR w górę, w obie strony. Jak nie będzie wyjścia to sprzedam powierzchnie reklamową na czole i tyle zapłacę, nie wiem zapożyczę się albo co. Ale… pojawiła się nadzieja. Otórz, na 3-go czerwca bodajże, RyanAir leci sobie z Barcelony do Poznania za 30EUR, razem z opłatami. A stamtąd to ja już sobie PKS wezmę do Warszawy. Do Barcelony też nie jest drogo, bo z Porto taka przyjemność kosztuje 40EUR. Razem mamy 70EUR. Dojazd do Porto - 10EUR. Jeszcze PKS dochodzi za 49PLN (14EUR) czyli razem 94EUR w jedną stronę o ile dobrze liczę. Czas podróży ok. 24h :D Ale 150EUR oszczędności piechotą nie chodzi. Czekam jedynie na maila od P&G czy i kiedy będzie ta rozmowa, bo przez opieszałość portugalskiego oddziału pozajmowane zostały wszystkie terminy i kombinują co tu zrobić z moim przypadkiem. Trzymać kciuki za powodzenie. I jak mi Ryanair do poniedziałku podniesie ceny, to się baaardzo zdenerwuję :)

czwartek, 29 maja 2008

Wszystkiego Najlepszego Anitko!

kliknij w obrazek aby zobaczyć animację!

Pomarańcze i banany niech Ci tańczą dzionek cały. Niech wesoło ćwierka ptaszek, goście niech naniosą flaszek. Hipopotam zejdzie z drzewa, niechaj Doda Ci zaśpiewa. Uśmiech towarzyszy wiernie - moc uścisków masz ode mnie :D

Teraz miliony czytelników wiedzą, że masz urodziny :)

Internetowe testy kłamią

Po napisaniu 15 stron pracy na "European Economics" postanowiłem zrobić sobie trochę przerwy, pobuszować po sieci, sprawdzić wiadomości na naszej klasie itd. Między innymi wszedłem na mój profil na facebook.com, który służy mi głównie jako zbiór kontaktów do innych studentów ERASMUS. Dostałem zaproszenie do wzięcia udziału w teście pod tytułem „Jakim studentem ERASMUS jesteś”. Na powyższym obrazku widać wyniki. Testy kłamią :]

piątek, 2 maja 2008

Zdjęcia z wyjazdu! :)

Umieściłem 375 zdjęć z naszej 5-cio dniowej podróży. Starałem się wybrać te najładniejsze, aby zobaczyć co z tego wyszło wystarczy kliknąć TUTAJ.

środa, 30 kwietnia 2008

Bardzo ważne! Nie ignoruj tego!


Witam! Mam do wszystkich czytelników ogromną prośbę! Biorę udział w konkursie, na czym on polega? Ja coś napisałem, ludzie głosują. Więcej głosów, więcej szans na wygraną. Wystarczy kliknąć w link poniżej, otworzy się strona. Tam wpisać swój adres e-mail i na skrzynkę przyjdzie link uprawniający do głosowania. Klik! I głos oddany. Jeżeli ktoś ma więcej niż jeden adres e-mail można głosować z kilku adresów :D

http://www.najgorszyszef.pl/index2.php?g=p&id=318

Bardzo proszę o zagłosowanie z jak największej ilości adresów e-mail. Po zagłosowaniu również można się tym pochwalić w komentarzu pod postem, jak wygram główną nagrodę to się podzielę :D Dzięki! Chodzi o 2000PLN na moje stypendium! Poświęć 3 minuty, pomóż studentowi! Poproś znajomych o pomoc, to tylko chwila! Z góry ogromnie dziękuję! :)

wtorek, 29 kwietnia 2008

Queima das Fitas

Queima das Fitas zbliża się wielkimi krokami: już za kilka dni 9 dni koncertów i darmowego alkoholu. Nastawiam się już na Sodomę i Gomorę, bo studenci w piciu umiaru nie mają i podobno rzadkie są lata, kiedy jakiś student nie ginie, najczęściej po pijaku wpadając do rzeki. Choć ja w te plotki nie wierze, tak czy siak ja do rzeki wpadać nie zamierzam :)

troszkę studentów się zjeżdza...

"Queima Das Fitas. Jest to trwający tydzień kompleks przedstawień, koncertów i parad. Święto zaczyna się na placu przy starej katedrze (Sé Velha). Tysiące studentów słucha uroczystego przemówienia, koncertu fado oraz wspólnie wykrzykuje hymn "F-R-A's"( tego nie da się niestety bliżej przedstawić - trzeba koniecznie usłyszeć). Tysiące kolorowych wstążek - "fitas", symboli poszczególnych wydziałów - trzepocze w dłoniach rozradowanych studentów zwiastując początek wielkie festy. Najatrakcyjniejszym dniem Queimy jest "cortejo" - defilada głównymi ulicami miasta przeogromnych, bajecznych, ozdobionych bibułą fantazyjnych samochodów-stworów, z których litrami leje się piwo, wino i rozrzucane są przeróżne smakołyki (za darmo!). Tysiące opitych i najedzonych studentów wyleguje się na trawnikach w całym mieście a ci, którzy jeszcze mają wystarczającą porcję energii, tańczą rozbawieni w korowodzie. Dzień uwieńczony jest koncertem na placu po drugiej stronie rzeki. Podczas tego tygodniowego święta studenci kończący studia palą uroczyście swoje "fitas" (stąd nazwa święta - Queima Das Fitas - palenie wstążek) i rozrywają na strzępy swoje czarne garnitury i zawadiackie peleryny. Spacerując potem ulicami miasta, zobaczyć można na gałęziach drzew, w rogach ulic i przydrożnych trawnikach fragmenty rękawów "po przejściach" czy też samotne nogawki"- żródło: www.portugalia-online.net

z takich samochodów rozdawane jest darmowe:
piwko, winko, smakołyki


Obiecałbym rzetelne relacje z każdego dnia na queimie ale obawiam się, że mogę być zbyt zmęczony całonocnymi tańcami. Tak więc obiecuję, że zrobie co w mojej mocy. Tak czy siak, zamierzam zaliczyć wszystkie 9 dni, ponieważ zakupiłem bilet za 47EUR uprawniający do wejścia w każdy dzień. Właściwie jeśli ktoś chce iśc więcej niż 3-4 razy to się opłaca :)

Queima das Fitas

Już wszyscy o tym mówią. Queima, Queima, Queima. Każdy się szykuje, robi zaopatrzenie, zbiera siły. Dziewięć dni koncertów i imprez, non stop. Największe juwenalia jakie sobie można wyobrazić. Codziennie inny koncart, a kto będzie? Poniżej lista:

Fingertips
Gary Nesta Pine, Tara Mcdonald e Cozi + Sexy Sound System
As Fans

Hands On Approach
David Fonseca
Anthony B
Tuna de Medicina da Universidade Coimbra
Tuna Feminina de Medicina da Universidade de Coimbra

GandaMalucos
Tiago Silva
José Malhoa
Hi-Fi
Fan-Farra

Diabolo
Quinta do Bill
Primitive Reason
Estudantina

Soulbizness
Mind da Gap
Clã
In Vino Veritas
As Mondeguinas

Moranguitos
Jorge Palma
Yves LaRock feat Jaba
Phartuna
Imperial Taffuc

Pluma
Ez Special
Gabriel, o Pensador
Coral Quecofónico do Cifrão

Klepht
Tiago Bettencourt
Groove Armada Dj set
Grupo de Cordas
Orxestra Pitagórica

Dapunksportif
James
Mesa
Rags
Grupo de Fado

PS: O samej Queimie napisze później :)

czwartek, 24 kwietnia 2008

Zarys Podróży

Aktualizacja 25.04.08
(dodałem nowe miejsca z podróży do GoogleEarth)

Wpadłem na chwilkę wieczorem na Internet, i skorzystałem z szybszego transferu. Czym to zaowocowało? A więc stworzyłem ogólny zarys miejsc, które zwiedziliśmy. Już teraz można zobaczyć miejsca w których byliśmy, w formie prezentacji. Punkty wskazują na miasta, a nie dokładne miejsca w których byliśmy, ale niedługo zrobię aktualizację opisując co się w nich działo Jak obejrzeć prezentację? Wystarczy mieć program GoogleEarth (Do ściągnięcia tutaj), ściągnąć plik z podróżą, który umieściłem tutaj, otworzyć i nacisnąć Play (przycisk po lewej stronie programu GoogleEarth, w okienku „Miejsca” i rozsiąść się wygodnie :)

Samochodem przez Portugalie!

Witam ponownie! Długo mnie nie było na blogu, a spowodował to wcześniej wspominany wyjazd, oraz niespodziewana choroba po jego powrocie, która trzymała mnie w łóżku kilka dni :) Jak było? Cudownie, a jakby mogło być inaczej? Nasz samochód to był WV Transporter 1,9 TDI, który pomieścił bez problemu 9 osób + bagaże i namioty. Cudowny pojazd, polecam! Bardzo ekonomiczny, przy załadunku 9 osób + bagaże + 80 litrów paliwa w baku, to cudo paliło mniej niż dziesięć litrów oleju na 100km. Bardzo tani w utrzymaniu :) Za wypożyczenie autka (Od 12:00 16.04.08 do 12:00 22.04.08) zapłaciliśmy łącznie 400EUR, na benzynę poszło po 30EUR/głowę i pozwoliło nam to przejechać prawie 1900km i zwiedzić mnóstwo pięknych miejsc, do których normalnie nie mielibyśmy szans dotrzeć. Działo się sporo, zdjęć robiliśmy na potęgę, ja sam telefonem komórkowym zrobiłem ich ponad 200. Wszystko to zamieszczę w galerii, a opisy przygód będą się pojawiały w odcinkach, ponieważ niemożliwym by było streścić tylu informacji w jednym poście. Tak będzie ciekawiej. Już za chwilę, pierwsza część wyprawy…

Centralwings - jest czy nie ma?

Dotarły do mnie informacje, jakoby firma Centralwings, w której na początku kwietnia zakupiłem bilet do polski, miała upaść. Czy to prawda? Popędziłem do szkoły aby jak najszybciej znaleźć informacje na ten temat, oto co znalazłem:

Źródło: www.szkocja.net (16.04.08)

"Po czarnej serii wypadków linii Centralwings, kiedy to zdarzały się awarie samolotów, a loty były niespodziewanie odwoływane, pojawiły się pogłoski, że nad przewoźnikiem zawisła groźba plajty. „Na razie o upadku nie myślimy. Zredukowaliśmy plan lotów tylko do tych najbardziej rentownych” - zapewniał w tvn24 rzecznik Centralwings Kamil Wnuk.

„Mamy nową siatkę połączeń. Zamierzamy nadal działać” – zapewnia rzecznik linii. Podkreślił, że przewoźnik skupił się na 17 połączeniach regularnych. Będzie też realizować połączenia czarterowe i czarterowe-mix.

Nowa siatka połączeń ma poprawić rentowność firmy. „Zrezygnowaliśmy z wielu połączeń typu Dortmund, Hamburg czy Manchester - przyznał Wnuk. - Jeśli ktoś wykupił już bilety na loty wakacyjne i to połączenie znajduje się w planie lotów po reorganizacji, to nie powinien się martwić. Natomiast ci, którzy wykupili bilety na połączenia, których nie ma w nowym planie, powinni się zgłosić na Call Centre” - radził rzecznik Centralwings. Zaznaczył od razu, że z powodu licznych zmian w kwietniowym planie lotów, linia telefoniczna jest przeciążona. „Trudno teraz do nas się dodzwonić. Ale w zamian za loty, których nie będziemy realizować, proponujemy inne połączenia lub zwrot pieniędzy” - dodał.

Centralwings postanowił zawiesić regularne loty na trasach z Międzynarodowego Portu Lotniczego Katowice w Pyrzowicach do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Samoloty Centralwings będą obsługiwać rejsy z MPL Katowice do Dublina do 18 kwietnia, a do Edynburga i Shannon do 29 kwietnia.

Skąd ta seria kłopotów przewoźnika? „Rynek jest trudny. Polacy chcieliby latać tanio, a taniej się już nie da. Nasi konkurenci też powoli się wycofują z niektórych połączeń” - wyjaśnił Wnuk"

Źródło: onet.pl (16.04.08)
"Centralwings może jednak zniknąć z rynku. Minister skarbu Aleksander Grad w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes powiedział, że ze względu na rosnące straty przynoszone przez taniego przewoźnika zostanie on "wchłonięty" przez LOT.
- Dobrze, że zarząd się tym zajął i będzie analizował, czy nie rozważyć możliwości inkorporacji, czyli realizowania określonej polityki cenowej i realizacji siatki połączeń w ramach LOT-u, ale przyjmując to, co ma Centralwings - tłumaczył Grad. Jego zdaniem pomoże to uporządkować grupę i uzyskać lepsze wyniki finansowe.

Zarząd zebrał się we wtorek i rozmawia o Centralwings. Według ministra skarbu, inkorporacja powinna nastąpić, zanim krajowy przewoźnik wejdzie na warszawski parkiet - informuje TVN24.

- Na razie o upadku nie myślimy. Zredukowaliśmy plan lotów tylko do tych najbardziej rentownych - zapewniał wcześniej rzecznik Centralwings Kamil Wnuk.

Po czarnej serii wpadek linii Centralwings, kiedy to zdarzały się awarie samolotów, a loty były niespodziewanie odwoływane, pojawiły się pogłoski, że nad przewoźnikiem zawisła groźba plajty. Zaniepokojeni internauci zasypali platformę Kontakt e-mailami z pytaniem, czy mają szukać nowego przewoźnika na wakacje. - Mamy nową siatkę połączeń. Zamierzamy nadal działać - mówił rzecznik linii.

Nowa siatka połączeń ma poprawić rentowność firmy. - Zrezygnowaliśmy z wielu połączeń typu Dortmund, Hamburg czy Manchester - przyznał Wnuk w TVN24.

Skąd ta seria kłopotów przewoźnika? - Rynek jest trudny. Polacy chcieliby latać tanio, a taniej się już nie da. Nasi konkurenci też powoli się wycofują z niektórych połączeń - wyjaśnił Wnuk w TVN CNBC Biznes."

Wygląda na to, że mój lot nadal jest aktualny, ponieważ jest to nowe połączenie po restrukturyzacji” i nadal jest w ofercie przewoźnika, z tego co wyczytałem jeżeli lot miał być odwołany to by go w ofercie nie było. Najgorzej, że linie callcenter są przeciążone i nie można się dodzwonić, bo każdy potrzebuje informacji, ale cóż, będę próbował się dodzwonić w nocy. Na razie pomaga mi w tym siostra, która dzwoni kiedy może i jeżeli ktoś inny dostanie jakiś informacje, to bardzo bym prosił o kontakt ze mną poprzez e-mail lub wpis pod tym postem (który również trafi na moją skrzynkę). Trzymajmy kciuki za pomyślny LOT! :)

środa, 16 kwietnia 2008

Samochodem przez Portugalie!


Żeby nie było, że nic nie piszę, ja po prostu zbieram materiały. Dziś wyruszamy w podróż. Wynajęliśmy mercedesa na 9 osób, taki VAN i jedziemy! Siedmiu chłopa i dwie dziewczyny, wyruszamy najpierw na północny wschód w góry, potem na zachód nad ocean do Aveiro, a stamtąd na południe, do Peniche (najdalej wysunięty na zachód punkt europy), a potem przez parki botaniczne aż przez całe południowe wybrzeże i Promem do Afryki. No dobra, bez tej Afryki, ale będziemy na południowym wybrzeżu. Czemu? Bo organizowany jest tam International Erasmus Meeting, organizowany przez ESN. Tylko z Combry jedzie 180 osób autokarami, my jedziemy własnym transportem. Gdzie będziemy spać? Mamy namioty, przewodnik po Campingach tak więc będzie przygoda życia. Aha, no i w końcu zobaczę spory kawałek Portugalii! Dziś rano mój termometr pokazywał 35C w słońcu, tak więc zapowiada się cudowna pogoda. Niestety nie ogarnąłem możliwości pisania postów przez SMS, tak więc jak wrócę to dzień po dniu będę wrzucał opisy przygód, jakie nas spotkały na drodze. Jakby co to możecie do mnie sobie dzwonić +351 915 28 44 71. Buźka!

sobota, 12 kwietnia 2008

I FUCK ON THE FIRST DATE

Portugalia mi służy. To jest pewne. Przyjechałem tutaj blady, chudy i kościsty. Pamiętam, ważyłem 61,5kg. Ostatnio miałem okazję się zważyć na imprezie (NIE CHODZI O PICIE!) i wyszło… uwaga… 67kg! Przytyłem 5,5 kilo, to cholernie dużo :) Jak się nie wezmę za siebie to mi podwójnie za bilet na samolot policzą. Tak więc rower, basen i po sprawie. Krótka notka, nie? ;)

sobota, 5 kwietnia 2008

Portugalia to cudowny kraj!

Zawsze chciałem móc pokazać, jak pięknym i zróżnicowanym krajem jest Portugalia. Do tej pory niestety większość zdjęć mam z imprez i od znajomych, bo sam nie mam aparatu. Jednak zdobyłem film, po angielsku który pokazuje jak piękny i słoneczny jest to kraj. Miłego oglądania!


piątek, 4 kwietnia 2008

Irlandki, surfing i takie tam...

A wszystko zaczęło się w środę. Irlandki sztuk pięć wychodziły na miasto po raz ostatni i napisały wszystkim, że spotykamy się w Shot’s Bar. Co to jest Shot’s Bar? Jest to nasze ulubione miejsce, spotykają się tam ERASMUS’i przed imprezą, jest tłoczno, jest muzyka jest miło. No i jak sama nazwa wskazuje, są szoty. 5 strzałów za 5 EUR, albo 8 strzałów za 5 EUR, zależy jak bardzo się ktoś chce sponiewierać. Wsiedliśmy Michałem i Andrzejem na rowery i w drogę. Przez pola, łąki, lasy, po 20 minutach byliśmy na miejscu. Jeszcze było pusto, jedynie nasza trójka i dziewczyny z Litwy więc zamówiłem z okazji tego wieczoru kolejkę dla naszej trójki i dwóch Litwinek. A zamówiłem GOLD-STRIKE. Co to jest? Sam nie wiem dokładnie, wygląda jak wódka, tylko bardziej gęste. I błyszczy, bo w środku pływają kawałki złota. Ma słodki smak i pozostawia posmak cynamonu. Co nie znaczy, że nie jest mocne, bo wierzcie mi, że jest :) Potem ktoś tam jeszcze kolejkę zamówił, generalnie piliśmy piwko co by taniej wyszło. Irlandki krzyknęły, że idą do Bugatti (taki mały klubik niedaleko), więc podążyliśmy za nimi. Tańce, hulanki, swawole trwały do 5 rano i potem do domu. Andrzej troszkę niedomagał, więc musiałem jechać wolno aby nadążył, ale szczęśliwie dotarliśmy do domu…



Dzień następny. Godzina 12:00 przewracam się z boku na bok, Michał wpada do pokoju, i pyta się czy nie przejadę się z nim nad ocean do Fugueira da Foz, bo jest piękna pogoda. Odsłonił mi żaluzje, do pokoju wpadło mnóstwo słońca. Patrzę, niebo niebieściutkie, żadnej chmury a termometr wskazuje 28C w cieniu. Jadę! Założyłem na siebie najcieńsze białe ubrania jakie mam, bo zapowiadał się znów upalny dzień. Obudziliśmy Andrzeja, na śniadanie do kantyny (w sensie obiad). I o 14:00 już siedzieliśmy w pociągu pędzącym nad ocean. Michał, Andrzej, Ja, trzy rowery deska surfingowa i bodyboard. Termometr w pociągu pokazywał, że na zewnątrz 30C. Miodzio, dzięki bogu nawet w regionalnych pociągach jest klimatyzacja. Bo nawet nie chciałem zgadywać jak ciepło jest w słońcu. Po godzinie byliśmy już nam miejscu, kupiliśmy po butli wody i w drogę. Najpierw trzeba było się przeprawić przez wielki most nad rzeką, wpadającą do oceanu. Potem jeszcze kawałek ulicą i dojechaliśmy do plaży, gdzie zastały nas bardzo dobre warunki do pływania – przynajmniej dla mnie. Fale były momentami tak małe że dałoby się leżeć na materacu, ale co jakiś czas pojawiały się większe potwory, na których można było rozwinąć dość sporą prędkość. Michał pożyczył mi piankę i zaczęła się zabawa. Na początku nie mogłem się w ogóle utrzymać na tej desce. Mimo iż się na niej leży to ciągle mi się przechylała na boki. Nie mówiąc już o tym, że każda kolejna fala mieszała mnie razem z oceaniczną pianą. Po jakimś czasie załapałem o co chodzi i udało mi się złapać kilka fal. Kto pływał z falą tak bez żadnych przyrządów, wie jaka to jest zabawa. A Bodyboard to ta sama zabawa, tylko płynie się szybciej wzdłuż fali, można balansując ciałem wykonywać różne zakręty, obroty i skoki. Zabawa przednia. Niestety mój poprzedni kontakt z wodą polegał głównie na prysznicu dwa razy dziennie i kondycja mnie zawiodła. Strasznie mnie męczyła ta walka z falami i nie mogłem długo się bawić, ale co popływałem to moje. Słońce grzało cały czas, tak więc wszyscy dorobiliśmy się czerwonych twarzy, rąk i ramion. Na szczęście codziennie w kantynie jem sporo warzyw, włącznie ze startą marchewką, tak więc już dziś mi wszystko ładnie zbrązowiało i liczę że wrócę do polski opalony jak murzyn :) A tymczasem zapiszę się na basen, bo aż się przeraziłem jak mi się pogorszyła kondycja w pływaniu, a tu są zniżki na kartę Euro26 i jedno wejście kosztuje niewiele ponad 1EUR. A basen niedaleko akademika, nowy, piękny nowoczesny. Andrzej z Michałem dziś pojechali na praktyki do szpitala, ja zaraz uciekam do szkoły sprawdzić codzienną pocztę, załatwić sprawę do końca z Procter&Gamble a potem na zakupy. Dziś znów żar się leje z nieba i muszę sobie kupić sandały, bo inaczej się ugotuję. Do tego slipki na basen i można będzie powiedzieć że mam komplet. Po południu skoczymy pograć w tenisa, trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi :D

środa, 2 kwietnia 2008

Lato :D

Tego dziś nie przewidziałem. Tak dowaliło lato, że trzeba schować długie spodnie do szafy. Upał nie do wytrzymania. A to pewnie dlatego, że z miłego wiatru który zawsze orzeźwiał dzisiaj zrobił się zastój. I tak wychodząc z domu można po drodze usmażyć jajka na chodniku. Do kantyny się za późno obudziłem więc postanowiłem przejechać się do lokalnej Pastelarii na bułę i kawę. A po drodze zrobiłem kilka zdjęć żaru lejącego się z nieba. Na słońcu jest na pewno ponad 30C. Uff… jak gorąco :) Czas się trochę poopalać!



Mam sporo do opisania a jakoś chęci mało, ale obiecuje że już niedługo napiszę o:
- Świętach wielkanocnych w portgalii
- Wielkiej imprezie która była 20-go marca
- PrimaAprylis, czy jak się to piszę

I wielu wielu innych ciekawostkach :)

czwartek, 27 marca 2008

Urodziny w Lizbonie?


Miała być jutro wycieczka do Lizbony, ale nie jadę. Kasy mi szkoda, miał być za darmo autokar a nie ma. Więc bez sensu jak dla mnie. Jeśli mam płacić za bilet na pociąg w dwie strony, to wole za te pieniądze kupić trochę wina i ugościć ludzi tutaj. W tym tygodniu chyba wszyscy mają urodziny. Beata, Ruta, Zane, Zuzana i Ja. Ciekawe kto jeszcze :) Dzisiaj idziemy do Ruty świętować jej urodziny, jutro razem z Zuzana (slowczka) planuje świętować moje, będzie ekonomicznie bo w domu i to jeszcze u niej wiec sprzątania mniej :) A poza tym, tak mimochodem podaje numer konta złotówkowego w Polsce, kto wie czy się nie przyda:

72 1140 2004 0000 3902 3186 5292

Wszystkiego najlepszego! ;)

środa, 26 marca 2008

Wyrzucony ze studiów?

Czyli opowieść o tym jak dziś się dowiedziałem, że nie jestem już studentem.

Rano budzi mnie SMS, "Karol, mama dzwoniła, że przyszło do Ciebie pismo w którym napisali że Cię skreślili z listy studentów. "

Pięknie, cudownie, siostrzyczka zawsze coś miłego z rana napisze. No to co zrobić, idziemy do szkoły, może złapie ją na gg. Nic więcej się nie dowiedziałem, więc nie pozostało mi nic innego jak napisać do szkoły i zapytać się o co chodzi, czy to jakaś tradycja, że się wysyła studentów za granice a potem skreśla z listy studentów? Chcieli się mnie pozbyć tak łatwo się nie dam. Myślę sobie, że lepiej było zdać ten egzamin przed wyjazdem, bo mam poprawkę z Badań Operacyjnych i jak wrócę to będzie trzeba to zaliczyć. No nic, wysłałem i czekam. Pewnie kilka dni poczekam, a tu po południu niespodzianka, oto co czytam (tekst edytowany i cenzurowany):

OD: Dziekanat Wydziału Informatycznych Technik Zarządzania

Pragnę wyjaśnić Panu, ze skreślenie podjęła Pani „xxx” z urzędu za brak rejestracji na sem letni 07/08 (no bo się nie rejestrowałem, bo mnie tam w Polsce nie ma), które dotyczyły ok. 100osób. (hurra, nie jestem sam, wyrzucają hurtowo). Oczywiście nie powinno to Pana dotyczyć ale ponieważ decyzje zapadają w UBI (taki nasz system komputerowy, MATRIX rządzi studentami – przyp. Karola), w którym nie ma takiej informacji z jakiego powodu studentowi udzielono urlopu stad te konsekwencje. Proszę w chwili obecnej zignorować decyzje o skreśleniu, za kłopoty w imieniu dziekana przepraszam.

O! I to by było na tyle. Baaardzo pozytywnie mnie sekretariat zaskoczył, miła szybka i konkretna odpowiedź. I tak po całym dniu wolności znów jestem studentem. Wrócę i niestety nadal będę musiał jeździć na zjazdy. Takie życie, co zrobić ;)

poniedziałek, 24 marca 2008

Trip to Winneary

Tak jak obiecałem, napiszę o winiarni. Niespodzianka bardzo przyjemna, bo zawsze chciałem zwiedzić miejsce, gdzie powstaje tak szlachetny trunek i zobaczyć jak sobie leżakuje w piwnicach. Dojechaliśmy na miejsce z pół godzinnym opóźnieniem. A gdzie dokładnie?

Bairrada - Region Bairrada położony jest zaledwie 20 kilometrów od wybrzeża i rozciąga się w głąb samego centrum kraju. Winorośl uprawiana jest wszędzie, głównie w małych posiadłościach, chociaż są również winnice zajmujące dużo większe obszary. Białe i musujące wina produkowane są ze szczepów Fernão Pires (zwanym tutaj Maria Gomes), Bical, Cercial i Rabo de Ovelha. Znaczna większość czerwonych win, robiona jest prawie wyłącznie z odmiany Baga.

Wszystko ładnie pięknie, idziemy do hangaru gdzie trafiają winogrona. Krótka opowieść jak to się je oddziela, przenosi i wrzuca do wielkich kotłów fermentuje itd. Całkiem ciekawa sprawa choć cała hala wygląda dość prowizorycznie jak na dobrą wytwórnie. Czas na piwnicę, i to już zaczyna robić wrażenie. Gdzie się nie rozejrzę wina. Wszędzie, na ścianach jedno na drugim, w wielkich salach na stojakach. Przewodniczka tłumaczy, jak to się te wina obraca 4 razy w prawo, potem 4 razy w lewo w odstępach tygodniowych, aby odpadki po fermentacji dobrze opadły. Przechodzimy dalej, wielka podziemna hala, pełna beczek z winem i aguardente. Aguardente, to nic innego napój alkoholowy zawierający pomiędzy 29% a 45% alkoholu. Jest robiony poprzez destylowanie wina i po dodaniu do normalnego winka otrzymujemy np. pyszne Porto. Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, i wcale się nie zdziwiłem, jak się okazało, że na dole jest 2.000.000 butelek wina! Po obejrzeniu maszyn, które potrafią zamrozić część wina która jest zanieczyszczona po fermentacji, wyjąć ją, zakorkować butelkę i odstawić na półkę, przeszliśmy do pokoju degustacji. W wielkich szklanych gablotach były wystawione najlepsze wina i nagrody przyznane za owe trunki, a na stole leżały już migdały i kieliszki na ich lokalne, ulubione wino musujące które wyglądało jak dobry szampan, tyle że nie z Szampanii. A nazywało się to cudo „Quinta da Rigodeira - Bruto 2003”. O ile dobrze pamiętam. Był to pyszny w smaku „szampan”, a w połączeniu ze słonymi migdałami po prostu boski. Wypiłem dwa kieliszki i uznałem, że to jest świetny marketing. Zwiedzenie winiarni, degustacja i lekki rauszyk i wyjście prosto do sklepu. Ponieważ wycieczka była darmowa, to postanowiłem wydać kilka EURO w ramach opłaty za podróż. I tak wydałem 19,50EUR. A na co? A na właśnie to pyszne wino musujące, które wyniosło mnie ok. 5EUR, dodatkowo kupiłem dwie butelki czerwonego wina „Quinta da Cortezia – Special Reserve 2001” 7EUR za sztuke (jak się wzieło dwie to druga gratis) i jedną butelkę podobno esencjonalnego, czerwonego winka o wdzięcznym tytule „Alabastro, vinho regional Alentejano”, (nazwy i rocznika nie pamiętam ale jak ktoś ciekawski, to sprawdzę w domu ), które poleciła mi przewodniczka jak się zapytałem jej o zdanie. I tak biedniejszy o 20EUR wróciłem do domu bogatszy o cztery bardzo dobre wina, z których jedno zostało skonsumowane wczoraj (to za 3,5EUR, przepyszne wytrawne bez kwaskowego posmaku). Warto było pojechać.

Dodałem 74 nowe zdjęcia, wystarczy "kliknąć tutaj" i przesuwać w prawo

czwartek, 20 marca 2008

AVEIRO - Erasmus Trip


Wczoraj była rewelacyjna wycieczka. Pobudka o 10:00, szybki prysznic i na 10:15 odjazd autokaru. Ponieważ to jest Portugalia, bez większych stresów wyszliśmy z domu o 10:20 i tak musieliśmy czekać na resztę. W sklepie kupiłem sobie wielki karton soku, bo bardzo mi się pić chciało i do autobusu. Wszyscy się przywitali, powiedzieli imię i skąd są i każdy dostał plecak, koszulkę, długopis i ołówek automatyczny. No to jazda! Poszedłem spać, bo byłem dość zmęczony ;) Pobudka w jakiejś Rybackiej wiosce. Piękne kolorowe domki, plaża, ocean. Jakoś dochodziłem do siebie, słońce świeciło dość mocno i pomagało wrócić do żywych. Co bardziej szaleni podchodzili zbyt blisko do oceanu co kończyło się spędzeniem reszty wycieczki w mokrych butach. Następny przystanek, AVEIRO! To ja idę spać :] Pobudka, czas iść do kantyny. Ponieważ nie jadłem śniadania, to stanąłem w kolejce jako 1-szy. Kantyna miło mnie zaskoczyła, duży wybór jedzenia i w środku… bar sałatkowy! Pomidorki, ogóreczki, sałatą, surówki co chcesz to sobie nakładasz na oddzielny talerz i wszystko wliczone w cenę obiadu. Do tego obok wielkie pojemniki z majonezem, ketchupem i musztardą. Zrobiłem błąd, bo zapytałem się przy kasie ile za obiad. Trochę opalenizny i ludzie mi mówią że nie wyglądam jak polak, w sumie ciemne włosy i oczy robią swoje. Ten błąd kosztował mnie 50 centów, bo studenci z innego miasta mają drożej. No nic, za 2,5EUR i tak najadłem się jak głupi :) Po obiedzie wyjazd o 13:40. Portugalskim zwyczajem o 13:50 poszliśmy na kawę wiedząc, że na pewno nie wyjedziemy o czasie. Przy autokarze jeszcze czekaliśmy 20 minut na resztę. Zregenerowany ni musiałem już spać i pojechaliśmy do muzeum bacalhau (codfish, dorsz). Jest to tradycyjna ryba, narodowa potrawa Portugalii. Wszędzie w sklepach leży zasolony, suszony na słońcu dorsz. Je się go we wszelkie święta i przyrządza na tysiące sposobów. Podczas wielkich odkryć geograficznych Król portugalski wysłał ponad 140 statków aby przywieźć zapasy ryby z bogatych złóż północnych wód. I tak się zaczęła moda na dorsza. W muzeum chodziliśmy po rybackiej łodzi z drewna, oglądaliśmy łódki, modele okrętów, jedną z większych w europie kolekcji muszli (4000 okazów). Zdjęć z muzeum nie mam bo Witołtas zostawiła aparat w autokarze, ale inni mi robili zdjęcia więc jak wezmę od nich fotki, to też umieszczę. Pospieszali nas w muzeum bo mało czasu zostało a organizatorzy mieli dla nas niespodziankę. Najpierw kierunek port, jedziemy zwiedzać wielki statek, który wypływa na północ i wraca dopiero rok później wyładowany 1 100 ton zasolonej rybki. Mogliśmy włazić wszędzie prawie, od mostka po kajutę kapitana. Zabawa przednia, trochę zdjęć zrobiliśmy. W ogóle bardzo mi się podobają takie wycieczki, gdzie za wszelkie bilety wstępu płaci ERASMUS association, za autokar również. Później zapowiedziana niespodzianka… Pojechaliśmy do wytwórni win portugalskich, niedaleko AVEIRO. Zgodnie z zapowiedziami, mieliśmy zwiedzić cały kompleks od momentu dostarczenia winogron, po leżakowanie i wlewanie w butelki. Ale o tym napiszę w następnej notce, ponieważ jest o czym pisać. Dużo informacji, gatunków win, smacznych wspomnień i ciekawych historii już w następnym odcinku pod tytułem: Karol i dwa miliony butelek wina :) A fotki można oglądać już dziś:

Galeria Zdjęć
Na razie fotki od Witołtasa, reszta będzie później

środa, 19 marca 2008

Jutro pojawi się ciekawa notka, bo była wycieczka darmowa dla studentów ERASMUS i sporo jest do opowiadania. I będę miał sporo zdjęć! A dla rozluźnienia emocji, dowcip który mnie ostatnio bardzo rozśmieszył

Przychodzi baba do lekarza z pługiem w plecach, a lekarz na to:
Orzesz kurwa! :D

poniedziałek, 17 marca 2008

Vila Real – V.I.P. Erasmus trip (part II)

W bibliotece, czyli lokalnym Pubie/Dyskotece powoli zaczęło się robić tłoczno. Poznałem trochę nowych Polaków, cztery Słowaczki i trochę innych ERASMUS’ów i zaczęliśmy wchodzić w Imprezowy nastrój. No to po piwku i na parkiet. Muzyka coraz lepsza, przerwa na chwilę idziemy do baru patrzę - Co to k..a jest? Przy barze stoją dwie dziewczyny, ubrane tak skąpo że na plaży można zobaczyć bardziej ubrane, razem z nimi murzyn w srebrnych Stringach, białych kozakach i prześwitujących rajstopach + kapelusz na głowie. Przyznam szczerze, laski nie z tej ziemi i od razu przyciągnęły uwagę połowy klubu, jedna ciemno skóra, druga blondynka. Wszyscy zwrócili na nie uwagę, szczególnie jak cała trójka weszła na stoliki przy barze i przed cały parkietem zaczęła tak wywijać że każdy od razu z aparatem i tłoczno się zrobiło. Żeby dokładnie pokazać co mam na myśli, przedstawiam ten oto filmik. Od razu zaznaczam iż jest to materiał dla osób powyżej 18 roku życia, ponieważ przedstawia tańczącą trójcę, dla której taniec nie ograniczał się do trzęsienia tyłkami w seksowny sposób, a wręcz na siadaniu na sobie i robieniu wszelkich seksualnych pozycji :) (Patrz film poniżej, warto obejrzeć do końca)



Przepraszam za niską jakość filmu, ale telefon komórkowy to nie jest najlepsza kamera. Dowiedziałem się że te dziewczyny i spedalony murzyn są wynajęci przez inny klub. Przychodzą do tego, aby rozgrzać towarzystwo i pokazać co czeka ich tej nocy w innym klubie. I to rzeczywiście działa. Cały parkiet jakoś się ożywił dzięki nim, wyskakałem się nieźle, potańczyłem ze Słowaczką i Greczynką po czym około 2:00 postanowiliśmy przenieść się do Klubu. A w klubie już tłoczno, dobra muzyka, no to co… po piwku. Hugo nawet kupił 2 browarki, jakoś nie czułem potrzeby picia sporo, za to taniec… Jak policzyłem to tej nocy tańczyłem 6-8 godzin. Gdyby nie to że na rowerze mi się nogi wyrobiły, to bym pewnie nie mógł chodzić następnego dnia. Muzyka była po prostu rewelacyjna. Na filmach podłożyłem inną, ale generalnie leciały same hity a na końcu zaczęli grać na bębnach i wyszło na to że w klubie był afrykański House. Z klubu wyszliśmy około 6:30 rano. Oczywiście wynajęte tancerki cały czas rozgrzewały atmosferę, co można zobaczyć na kolejnym filmie poniżej (uwaga ostry).



Po klubie czas do domu. Zaplanowaliśmy pobudkę o 12:00 aby zobaczyć miasto. A do tego czasu na wyrko i spać. O zwiedzaniu miasta napiszę jutro, w części trzeciej.

Galeria zdjęć z wyjazdu
Na razie tylko zrobione telefonem, mailem dostanę resztę to zaktualizuję.

Vila Real – V.I.P. Erasmus trip


Ta notka będzie ciekawa, bo wiele ciekawych rzeczy się działo. Weekend zapowiadał się spokojnie. W planach miałem robić projekt na statystykę, zrobić generalne porządki w pokoju przed powrotem Witołtasa z Paryża, generalnie spokojny weekend. Wysprzątałem pokój, poszedłem z Andrzejem do kantyny i potem do szkoły. Poczta, wiadomości a potem materiały na projekt… Sielankę przerwała wiadomośc od Zane, dziewczyny z Litwy:

“Hey,listen,im going to vila real today,there's some erasmus party and theres 1 place free,so maybe u want to go.& im also remainding about my pc ;-)”

Jako że moje finanse się już kończyły, napisałem SMS’a od Andrzeja, że o laptopie pamiętam (miałem zobaczyć czemu jej Wifi nie działa), a co do wycieczki to chętnie, ale czekam na stypendium i do poniedziałku zero kasy (6 EUR miałem). Na co ona mi pisze, że wycieczka jest za darmo, transport + hotel i spotkanie o 16:00 pod Dolce Vita a poza tym może mi pożyczyć trochę euro jak będzie taka potrzeba. Szybko odpisałem że w takim razie niech po mnie wpadnie na Praca da Republica o 15:20-25 i biegiem do akademika, plecak, do środka koszulka, szczoteczka do zębów bielizna na zmianę itd. I na rower i pędzę co sił w nogach, bo już była 15:05. Rower zaparkowałem pod posterunkiem policji aby mi go przez weekend nie ukradli, na praca spotkałem Zane i poszliśmy do niej do domu. Naprawiłem Internet i O 16:05 wyszliśmy na spotkanie. Jakby ktoś się dziwił, czemu wychodzi się o 16:05 na spotkanie które ma być o 16, informuję że tu w Portugalii pojęcie czasu jest bardzo względne. Wyjazd miał być o 15, więc Zane od razu wzięła poprawkę że o 16, poczym jak dwadzieścia po czwartej robiliśmy zakupy na drogę to dostała SMS’a od Hugo abyśmy czekali na niego bo on dopiero z domu wychodzi, tak więc z Coimbry wyjechaliśmy o 17:10. Dwa samochody zawierały łącznie 7 osób: Dwie Hiszpanki, Włocha, trzech Portugalczyków, Litwinkę i mnie. Hugo, który prowadził nasz samochód okazał się być pracownikiem Uniwersyteckiego ESN’u, czyli międzynarodowej organizacji zrzeszającej opiekunów studentów ERASMUS. Mają z unii przyznane budżety i organizują dla studentów wycieczki, spotkania, imprezy wyjazdy. Fajnie znać wpływowych ludzi, na pewno będzie z tego trochę korzyści. Jedna już była. Po przyjeździe odebrał nas lokalny koordynator z Vila Real, miasta położonego 184km na północ od Combry. Dostaliśmy po torbie na dokumenty z napisem ERASMUS, przewodniki po Portugalii, jakieś ulotki i teczki ERASMUSOWE po czym poszliśmy do hostelu, który okazał się już być opłacony przez ESN – nice. Nie zdążyłem się rozpakować jak do pokoju zapukała Zane pytając się czy nie mam ochoty na browarka - pieknie. Wyszliśmy na balkon i wypiliśmy trzy piwka, które dzielnie wiozła ze sobą z Combry. No to co, w samochód i jedziemy na ERASMUS dinner. Wszędzie nas wożą samochodem i wcale mi to nie przeszkadza. Stół zastawiony, na nim oliwki z czosnkiem, potem wnoszą browarki, mięsko, frytki, sałatki i co chwilę słychać śpiew (przepraszam za błędy w tłumaczeniu):

E se o Karol quer ser ca da malta,
Jeśli Karol chce tu zaostać do końca,
tem q beber este copo ate ao fim, ate ao fim...
Musi wypić tą szklaneczkę do końca, do końca...
e vai a cima e vai a baixo e vai ao centro...
I do góry i do dołu i do środka...
e vai pa dentro, e vai pa dentro, vai pa dentro...
I do środka i do środka i do środka i do środka...

I tak śpiewają o tym środku aż się duszkiem nie wypije całej szklanki/kieliszka i nie odstawi pustej/pustego na stół. Na początku nie było tak trudno ale po kilku dokładkach pysznych frytek mięska i sałatek już się kończyło miejsce w żołądku, ale i tak przynajmniej cztery razy pochłonąłem w ten sposób całe piwo. Czasami śpiewali: teraz masowe Penalty! I wszyscy pili po kolei (patrz filmik ponieżej).



Na kolacji było tak około 20 osób. Sporo Hiszpanów, jedna polka, Greczynka z Aten, Włoszka jedna, Portugalczycy i tyle. Po obiedzie tradycyjnie kawka, ale to już w normalnej części restauracji a nie tej zamkniętej dla nas. Mówiąc że na to jeszcze mnie stać, chciałem zapłacić ale barman nie chciał pieniędzy od nas. Nie chciał też Hugo za kolacje (Każdy z lokalnych ERASMUS’ów płacił po 10EUR). Za nas już zapłacił ESN. No to co, w samochód i na imprezę. A raczej na before party, do "biblioteki", a co tam się działo to za chwilę opiszę w następnej części. A się działo… :D

Galeria zdjęć z wyjazdu
Na razie tylko zrobione telefonem, mailem dostanę resztę to zaktualizuję.

sobota, 15 marca 2008

Procter&Gamble

Imprezy to dobra sprawa. Poznaje się nowych ludzi, Ci nowi ludzie rozmawiają o programach wymiany studenckiej, praktykach itd. To z kolei zaowocowało przeszukiwaniem Internetu i oto co znalazłem. W Warszawie, firma Procter&Gamble prowadzi program wymiany studenckiej, na czym to polega? Na tym że wracam w lipcu i idę do pracy! A potem mnie zatrudnią na pełny etat. Zajebiście. Od razu zabieram się za pisanie podania. Tak oto firma opisuje się na stronie zachęcającej do współpracy:

„Procter & Gamble" jest firmą, która inwestuje w młodych ludzi i stwarza im doskonałe warunki rozwoju. Nasza polityka jest bardzo prosta: największą wartością są ludzie. Z myślą o nich stworzyliśmy strategię "promotion from within", która polega na tym, że firma nie zatrudnia na wyższe stanowiska ludzi z zewnątrz. Tak dbamy o rozwój naszych pracowników, by to oni, stopniowo awansując, zdobywali wiedzę i doświadczenie potrzebne do objęcia kluczowych stanowisk w firmie. Dzięki temu każdy pracownik P&G ma szansę wspiąć się na sam szczyt!”

Do wyboru są następujące stanowiska:
Summer Internship 2008 Finance & Accounting
Summer Internship 2008 Consumer & Market Knowledge
Summer Internship 2008 Customer Service/ Logistics
Summer Internship 2008 – Marketing
Summer Internship 2008 Customer Business Development
Summer Internship 2008 Information & Decision Solutions
Summer Internship 2008 External Relations

Ja generalnie w związku z profilem moich studiów chętnie postawię na Information & Decision Solutions, czyli wykorzystanie informatyki w zarządzaniu, a tak wyglądają szczegóły ogłoszenia:

Summer Internship 2008 Information & Decision Solutions (Dział Rozwiązań Informatycznych i Wspomagania Decyzji)-IDS00000486

Description

Summer Internship in Information & Decision Solutions department is a three months program which starts at the beginning of July 2008. During internship time students will work on real business projects which are supporting current business strategies. Students will work in multifunctional teams with on going coaching support, will get appropriate training and tools to successfully complete their projects.

Deadline for application is April 15, 2008

Qualifications
The program is dedicated to Polish students in their III, IV or V year of studies of all faculties. Students can apply for internship located in P&G office in Warsaw. Good command of English will be required. We are offering salary (on monthly basis) and help in accommodation for students who need support in Warsaw. To qualify for the Summer Internship 2008 the candidate need to successfully complete the full recruiting process (more information on www.kariera.procter.pl).

Job: A Student Program/Seminar
Primary Location: Poland
Schedule: Full-time
Job Type: Internship

wtorek, 11 marca 2008

Szkoła

Mógłbym dokładnie napisać teraz o tym co ostatnio robię w szkole. Ale nie napiszę, bo aby to do końca wyjaśnić musiałbym pisać i pisać i pisać… Generalnie polowanie za nauczycielami trwa. Od poniedziałku spędzam w szkole mniej więcej 8h dziennie. W barku lub bibliotece. Czasami po prostu buszuje po sieci tak dla przyjemności, lecz ostatnio po prostu szukam informacji które „ułatwią” mi zrobić projekty zaliczeniowe itd. Zostało mi do napisania 30 stron na „Financial Analysys” i ta cholerna „Statystyka z użyciem programów komputerowych”. Co do reszty, to ustalam dokładnie ile egzaminów, jak i gdzie, jakie zajęcia, z kim. Wczoraj miałem wystąpienie przed studentami, podłączyłem mojego laptopa na sali wykładowej i przeprowadziłem dwudziestominutowy wykład po angielsku na temat współczesnych problemów z zatrudnianiem personelu na stanowiska wysokiego szczebla, czy wyborem firmy zajmującej się doradztwem personalnym. Zebrałem oklaski i prośby o kopię materiałów które przygotowałem, bo podobno świetnie ująłem temat. Chyba zostanę wykładowcą. Teraz siedzę w bibliotece, w tle ściągam „Visual C++ 2005 Express Edition” niezbędny na zajęcia z algorytmów programowania, a w między czasie co dwadzieścia minut robię rundkę do biura Paulo Soares, który miał być o 17:00 i porozmawiać ze mną na temat dwóch przedmiotów, lecz portugalskim zwyczajem jego biuro nadal puste a ja czekam. Jak się nie pojawi do 19:00 to przeprowadziłem śledztwo i w Sali 3.4 ma on dziś zajęcia więc tam go dopadane. Kończę notkę i poszukam czegoś na statystykę.

poniedziałek, 10 marca 2008

Dofinansowanie!

To już trzeci post dzisiaj, ale co tam. Właśnie otrzymałem maila ze szkoły w Polsce o następującej treśći:

[…] Witam,
dałem dyspozycje do Kwestury o przelanie III raty stypendium + dopłaty) na konto w Portugalii.
Pozdrawiam, […]

Tak więc najpóźniej w środę powinienem pieniążki mieć, o ile dzisiaj zostanie wysłany przelew. No powiedzmy niech to będzie czwartek. Tak czy siak kasa już leci a to oznacza koniec moich problemów finansowych na dłuższy czas. Pójdę na zakupy, zapłacę za akademik i wypiję 2 litry wina :D A co!

Marzenia marzeniami, ale właśnie skończyłem robić projekt i prezentację na przedmiot „Recruitment of Personel” i idę do biblioteki robić projekt na „Statistics with use of the computer software”, jak go jutro oddam to już zaliczę przedmiot. A „Recruitment of Personnel” jest prowadzony przez mojego koordynatora Antonio Calheiros, więc nie spodziewam się trudności w zaliczeniu, co prawda sporo trochę roboty z tym było. Dziś o 21:00 – prezentacja. Ciekawe czy coś więcej zada do pracy, mam nadzieję że nie ;)

Polski akcent w Portugalii?

Tak, tak i nie chodzi tutaj o wymowę i język. Chodzi o smak. Smak polskiego jedzenia. Rozmawiałem o tym ostatnio z Andrzejem i doszliśmy do wniosku że nie ma to jak ziemniaczki ze skwarkami + zsiadłe mleko. Smalec z polski mam, ziemniaki tu są dobre, tylko co z mlekiem? Przecież to z kartonu co najwyżej wyparuje lub wyhoduje milion pałeczek salmonelli. Na szczęście jest coś takiego jak kefir. Oto jak wymyśliłem przepis na zsiadłe mleko:

- 2 litry mleka tłustego w kartonie
- Jogurt naturalny Danone
- Garnek czysty

Mleko mieszamy z jogurtem, zamykamy i odstawiamy. Idziemy do szkoły, wpisujemy w Google zsiadłe mleko i czytamy ile trzeba czekać aby się zsiadło. I tu pojawiły się problemy, ponieważ dowiedziałem się że inne bakterie robią jogurt, inne kefir, a jeszcze inne sprawią że mleko będzie zsiadłe i galaretowate. A najlepiej i najsmaczniej wychodzi jak się doda Trilac zamiast kefru, taki lek osłonowy co się bierze przy antybiotykach. Bo w nim nie ma nic innego jak 3 rodzaje bakterii mlekowych, które podobno na zsiadłe się nadają. Tak więc garnek stoi sobie kulturalnie na półce i się w nim coś zsiada. Pachnie ładnie, niedługo zobaczę do czego to się nadaje, jak nie spędzę 3 dni w toalecie to znaczy że się udało. Trzymajcie Kciuki!

ERASMUS Portugall group

Prowadzenie bloga ma wymierne korzyści. Gdyby nie on, wiele osób by mnie w ogóle nie odnalazło, a tak udało się już poznać wiele osób które przyjechały z Polski do Portugalii, nie koniecznie do Combry ale również do Caldas da Rainha, Lizbony itd. Cieszę się, że zaraziłem polskich ERASMUS’ów blogowaniem i tak powstał blog dwóch Natalek z „Caldas da Rainha” (www.naat.pl/blog) oraz blog Emilii z Lizbony, którego adresu jeszcze nie znam.

Trzeba iść dalej z tym tematem. Dziś założyłem grupę dyskusyjną na yahoogroups. Nazywa się „erasmus-portugal” i ma za zadanie zrzeszać wszystkich studentów ERASMUS z Portugalii. Po co? A właśnie po to aby się wymieniać informacjami o Portugalii, możliwych wycieczkach, promocjach na tanie linie lotnicze, miejscach noclegowych i zorganizować wspólny wyjazd. Na czym to polega? Wysyłając maila pod adres erasmus-portugal-subscribe@yahoogroups.com automatycznie zostajemy dopisani do listy czytelników grupy. Teraz, jeśli ktokolwiek wyśle wiadomość na adres erasmus-portugal@yahoogroups.com wszyscy zapisani uczestnicy grupy dostaną ją na swój adres e-mail. Dzięki temu informacja w błyskawicznym tempie dotrze do wszystkich Erasmusów. Więcej informacji można przeczytać na oficjalnej stronie grupy pod adresem: http://groups.yahoo.com/group/erasmus-portugal/. Ponieważ za chwilę roześlę informację o grupie do wszystkich znanych mi ERASMUS’ów na facebook, proszę o pisanie wiadomości po angielsku, aby każdy uczestnik grupy mógł zrozumieć. Mam nadzieję, że grupa pomoże nam się jeszcze bardziej zintegrować, więcej zwiedzić i zobaczyć! Tak więc czytelnicy, którzy jesteście w Portugalii, zapisywać się teraz!

sobota, 8 marca 2008

Clare birthday party!

Dawno nie pisałem takiej pełnej notki opisującej imprezę, więc czas najwyższy skrobnąć kilka szczegółów. Otóż jak już wspominałem, wczoraj jedna z Irlandek miała urodziny. Clare, ma 19 lat i teraz to nawet 20. O 18:15 wyruszyłem z Michałem na rowerach do oddalonego o 7km Taveiro. Misja była prosta: Kupić alkohol, krepinę i wstążeczkę. Trochę się naszukaliśmy, ale w sklepie z art. biurowymi znaleźliśmy w końcu. 70 centów na osobę wyszło, a kwiatki już wypatrzył Andrzej, który miał się zająć tą częścią prezentu. Co do trunków, ostatnio odkryliśmy bardzo smacznego drinka. Wino stołowe w kartonie, jeden litr 0,59EUR. Do tego napój gazowany „Sprytny Zbyś” którego dwa litry kosztują mniej niż woda mineralna. W drodze powrotnej nic wielkiego się nie stało, poza faktem, że przed samym domem przypomniałem sobie, że zapomniałem kupić dla Beaty coli i wody (już drugi raz mi się to zdarzyło), więc ruszony sumieniem podjechałem do szkoły do automatu kupić puszkę coli i spotkałem Andrzeja. W drodze powrotnej wyciągnął plastikowy worek i jedynie usłyszałem „osłaniaj mnie”. Uzbrojony w nóż i worek zniknął w przyszkolnym ogródku i po chwili miał już trzy piękne kwiaty dla Irlandek. Nie wiem co to za gatunek, ale piękne białe kielichy z żółtym czymś w środku. Teraz wystarczyło tylko wziąć prysznic, wyszykować, wypić trochę wina, zrobić bukiet, ozdobić krepiną i wstążkami i w drogę. O 23:20 dotarliśmy na miejsce, zmęczeni trochę bo ciągle jazda pod górę. Na miejscu już były Polki, Irlandki i 3 Portugalczyków, w sumie babska impreza ;) Wypiliśmy kolejne winko ze Sprytnym Zbyśiem, potem jeszcze szampana i około pierwszej Clark zamówiła taksówki i do miasta. My oczywiście na rowerach, a że było ciągle z górki to o ile licznik nie kłamał 50km/h w dół i byliśmy prawie tak samo szybko jak taksówki gdyby nie… Kraksa. Zjeżdżając szybko z góry na rondzie nie mogłem się zdecydować czy jechać w prawo czy w lewo więc bardzo ostro zahamowałem i zatrzymałem na środku. Nie wiedział o tym Michał który z pełną prędkością jechał prosto na mnie. Na szczęście trochę wytracił prędkość i zeskoczył z roweru na czas, więc nic nam się nie stało, ale Andrzej który widział sytuację z boku ostro się wystraszył. Generalnie dojechaliśmy do Bugatti, tam kupiliśmy 6-pak piwka (po dwa na głowę). Potem wyszliśmy do Lwa # (Taki posąg obok shot-baru’u). Michał został w środku a my z andrzejem sprawdziliśmy Pubu na górze w pobliżu praca, upewniając się że są zamknięte. Dalej do Shot-Baru wstąpiliśmy, ale już nie byłem w stanie nic więcej wypić #. Sporo wina + szampan + dwa piwa zrobiły sobie i zacząłem rozważać powrót do domu autobusem, ale chłopaki szybko mi to wyperswadowali i na rowerach pomknęliśmy do domu. Po drodze Andrzej się zgubił, więc zaczekaliśmy na niego przy moście nad autostradą. Przyjechał, nagrałem go na video jak gramoli rower po schodach, po czym poszliśmy do akademika. A tam o 5 rano stwierdziliśmy, że nam to się chce jeść i zrobimy sobie obiad. # Andrzej zaczął obierać cebulę i kroić na kawałki, adekwatnej wielkości do stanu upojenia. Ja byłem odpowiedzialny za ryż. Do cebulki dodaliśmy tuńczyka i jajka, przyprawy i wyszło bosko. Obok na talerzu Michał kroił oliwki, twierdząc że to jego nowe hobby. Ja prawie wylałem ryż ale się nie poparzyłem. Po jakimś czasie siedliśmy przy zastawionym stole, każdy jadł ryż z farszem i oliwkami – miodzio! Do tego wino stołowe w kartoniku i biesiada niesamowita. Na obiad zaprosiliśmy jeszcze Witołtasa, mojego współlokatora, który z obawy, że zaśpi znów na samolot po prostu w ogóle się nie kładł spać. Po obiedzie pozmywałem, i poszedłem do pokoju gdzie zastałem Witołtasa z papierową torbą ZARA w ręku. Na pytanie co robi odpowiedział, że idzie zbierać kwiatki bo dziś jest dzień kobiet. Hehehe, Ciekawe skąd je wziął. Wziąłem prysznic i poszedłem spać, nie obudziłem się jak wrócił lub wychodził. Jedynie rano przeczytałem SMS’a od Dziewczyn, że strasznie mi dziękują za kwiaty – Jak to miło że pomyślały że to ode mnie :) Po południu wyprowadziłem je z błędu. Poszedłem na zakupy i do szkoły, bo czas robić projekt na poniedziałek… ehhh… :)

piątek, 7 marca 2008

Galerie Zdjęć


Tak dla przypomnienia. Pozbierałem ostatnio trochę zdjęć od wszystkich i pododawałem nowe galerie na Picassa, nic specjalnego ale można sobie pooglądać:

1. Edy Goodbye Party – Jak mój współlokator wyjeżdżał, zrobiliśmy kolacje u Goncalo i poszliśmy do Pub’u świętować
2. Norwegian Girls Party – No tutaj to się działo, Norweżki niedługo wyjeżdżały do Lizbony i zrobiły imprezę, na której Whiskey lała się strumieniami i wódeczka również a potem pojechaliśmy do English Bar i Via, strasznie się wszyscy upili i było wesoło. Bardzo. Wtedy dwa razy się wywaliłem na rowerze, ale na szczęście stojąc w miejscu :D
3. Petr Goodbye Party – Jak Czech wyjeżdżał, Diego zrobił u siebie w domu imprezę pożegnalną. Tu fajne są zdjęcia grupowe.

Jakby ktoś się dziwił czemu tu są tylko zdjęcia z imprez, i czemu ciągle imprezujemy to oświadczam, że to nie prawda. Zostały one wykonane w dużych odstępach czasu tylko jakoś nie mogłem się zebrać, aby je umieścić :) Poza tym jak niby mam mieć zdjęcia z zajęć w szkole, jak nikt tam aparatu nie nosi. No właśnie. O! Bo ja sam nie mam. Poza tym byłem zbyt leniwy aby podpisywać zdjęcia, więc jak ktoś jest Ciekawy kim jest ta fajna laska albo przystojny facet na zdjęciu, to pytać w komentarzach :) Za wszelkie zdjęcia na których wyszedłem jakbym coś pił – przepraszam. Nie jestem fotogeniczny i nie pijam alkoholu.

Piłeś? Nie leć ;)

Jak pisałem tak zrobiłem. Pojechałem o północy na Praca da Republika na rowerku, zobaczyć się z Agatą, po czym SMS’owo opier…iłem Andrzeja aby sobie w laptopie ustawił dobrą godzinę. Bo miał ustawiony czas Polski, a ja nie weryfikując tego na moim zegarku pojawiłem się na Praca godzinę za wcześnie. Więc nie pozostało mi nic innego jak wstąpić do Agaty to domu i tam zaczekać razem z nią. W domu były jeszcze dwie portugalki szykujące się na imprezę. Posiedzieliśmy chwilkę razem i poszliśmy do Tropican’y na piwo. Wypiłem sobie jedno po czym stwierdziłem, że chyba to nie jest dzień na imprezę dla mnie i mimo SMS’ów nie dołączyłem do reszty bawiącej się w Shot-Bar. I bardzo dobrze, bo w nocy przebudziły mnie odgłosy pijanego Witołtasa (mój współlokator), który zalany w trupa poszedł spać. Następnie rano słyszę jego budzik… raz… drugi… trzeci… w końcu poniosłem z ziemi klapka i w niego rzuciłem, przebudził się i wyłączył budzik. Pomyślałem że pewnie wie co robi skoro poszedł dalej spać ale za jakieś 2 godziny słyszę: Aara! Fuck! Blet!. Tak oto mój szanowny kolega poleciał sobie do Paryża. Samolot miał o 14:00 z Porto, a pobudka o 12:00. Nie było opcji aby zdążył, więc siedzi ze mną teraz w szkole i szukamy tanich lotów do Paryża hehe. Bardzo chciałem się dowiedzieć jak wczoraj się bawili, skoro aż samolot mu uciekł, ale nikt z nich nic nie pamięta. Wiedzą, że byli w Shot-Bar, ale że potem poszli do klubu to już nie pamiętają. Jedynie stan portfela im to przypomina, czy to nie bez sensu? Wydali pewnie po 20EUR za picie i zabawę w klubie, a nawet nie pamiętają że tam byli. Hehehe, teraz reszta śpi bo wieczorem impreza u Irlandek, są urodziny Clare. I się trochę wczoraj zmęczyli. Ja zaraz skończę odpisywać na maile i lecę do Forum, po zakupy i chyba zrobię trochę projektu na poniedziałek, to mniej roboty na weekend zostanie. Cieszę się że zachowałem wczoraj siły i kasę na dziś :D Buhahaha… To już ja miałem lepszy pomysł aby nie spać w ogóle jak wracałem do Polski prosto z imprezy, przynajmniej nie zaspałem :) Śmiesznie :D

czwartek, 6 marca 2008

Portugalia - RoadTrip!

No i jest Pomysł na kwiecień. Andrzeja koordynatorka ma zaprzyjaźnioną firmę wypożyczającą samochody. Przyjeżdżają do niego znajomi z Polski i pojawił się pomysł, wypożyczenia dużego samochodu. Takiego w którym można spać, gotować itd. Wszyscy razem do środka i w drogę. Zwiedzamy w tydzień najwięcej jak się tylko da. Jedzenie z marketu gotowane przez siebie, spanie w samochodzie więc tylko koszt samochodu i benzyny wchodzi w grę, co wynosi mniej więcej 20EUR/dzień. Za takie pieniądze to nigdzie się nie pojedzie żeby mieć nocleg i jedzenie. Szczegółów jeszcze nie znam, trzeba by to dokładnie podliczyć ale wygląda jak okazja zwiedzenia kawałka Portugalii tanim kosztem, a taka okazja może szybko mi się nie trafić. Tak tylko wrzucam taki pomysł na bloga, jak więcej chętnych się znajdzie to planujemy pojechać na dwa samochody, lub wręcz osobowe + pożyczone namioty. Pomysłów jest wiele, ale zrobimy burze mózgów, zobaczymy co się bardziej opłaca i w drogę!

ISCAC

Już lepiej. Impreza wieczorna co prawda była najgorszą na jakiej tutaj byłem, ale co zrobić. Dziś jedynie skoczę na chwilkę do miasta i wracam do domu, mam sporo do roboty w weekend a poza tym wczoraj wydałem trochę na imprezie, więc jakbym miał dziś znów iść to bardzo nieekonomicznie to wychodzi, lepiej zaoszczędzić na bardziej szczytny cel :) Nadal czekam na dofinansowanie, ze szkoły na razie nie dostałem dopowiedzi o przybliżony termin i tak to wygląda. Wkurza mnie to niesamowicie, ale nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać i co jakiś czas przypominać się o swoje pieniądze. Wczoraj dziewczyny się nie pojawiły, więc niestety o rosyjskim nie wiem nic, ale jak tylko się dowiem to napiszę co i jak. Rozpocząłem intensywne polowanie na nauczycieli, aby się dogadać co do sposobu zaliczania przedmiotów, ale tak samo jak w poprzednim semestrze jest to utrudnione. Maile wysyłam już tylko z wysokim priorytetem i potwierdzeniem odbioru i przeczytania, ale to i tak widzę, że niewiele pomaga bo znów nie mam żadnych odpowiedzi, a w wyznaczonych godzinach nauczycieli w biurach nie ma. Przestudiuję ich grafik zajęć i będę łapał pod salą, nie ma zmiłuj. Oto przedmioty które staram się studiować w tym semestrze:

Statistics (Praktycznie skończyłem, tylko projekt oddam i zaliczone)
Financial Analysys (Projekt mam do napisania)
Segurança Informática (Szukam nadal wykładowcy...)
Processos e Metodologia de Software (Szukam nadal wykładowcy...)
Algorítmos e Programaçao 2 (Czekam na szczegóły)
Gestao de Redes Informáticas (Czekam na szczegóły)
Sistemas Operativos (Raczej wykreślę, bo za trudny)
European Economics (Szukam nadal wykładowcy...)
Portuguese Course (Na drugim levelu jestem)
Strategic Management (Szukam nadal wykładowcy...)
Production and Operation Management (Szukam nadal wykładowcy...)
Recruitment of Personnel (Projekt mam do napisania)

Więc tak to wygląda, wiem kto prowadzi jaki przedmiot, ale albo nie odpisują na maile, albo nie ma ich w biurze i ciężko się z nimi dogadać. Z resztą podobnie, po prostu jak już złapałem profesora to zarys przedmiotu mam, ale czekam na szczegóły bo oni sami jeszcze nie wiedzą co dokładnie będzie na zajęciach. A czas leci a mi są punkty potrzebne. Nie poddam się tak łatwo i choćbym miał siedzieć cały dzień w szkole to znajdę ich wszystkich. Trzymajcie kciuki!

środa, 5 marca 2008

Fuck!

Co za beznadziejny dzień dzisiaj, aż żal z łódzka było wstawać. Do figueiry nie pojechaliśmy na bodyboard, bo chłopaki mieli spotkanie w sprawie praktyk i musieli być w szpitalu o 12:30. No ok., wstaje, do kantyny, poznałem trzech nowych polaków, wszystko ładnie pięknie. To co dalej? Do szkoły, wczoraj prawie trzy godziny pisałem maile w sprawie doszlifowania mojego learning agrement, spotkania się z nauczycielami i ustalenia sposobu zaliczania przedmiotów. Niewiele się udało dowiedzieć, Internet działał jak krew z nosa. Dostałem kilka potwierdzeń dostarczenia wiadomości i odpowiedź od koordynatora w Portugalii – nic więcej! Jeszcze na Gadu-Gadu dowiedziałem się nowin z Polski, które mnie dość zdenerwowały ale nie będę o nich pisał nikomu, nie mówiąc że tak naprawdę wiele się nie dowiedziałem, bo Internet tak beznadziejnie działał że Gadu-Gadu ciągle się zrywało i nie dostarczało wiadomości. Wściekły pojechałem do akademika, odpalić Gadu-Gadu przez komórkę i co? Jakiś program (lub wirus) w tle zaczął coś ściągać i 5EUR poszło się jebać zanim to zauważyłem. Znów się niewiele dowiedziałem. Z tego wszystkiego odechciało mi się jutrzejszej kolacji ERASMUS i odwołałem swoje uczestnictwo i dobrze, 10EUR zostanie w kieszeni, w ogóle po co chciałem tam iść i płacić za to tyle kasy. Pójdę później na miasto i tak poznam tych wszystkich ludzi. Dziś jest impreza u nas w szkole, na sali gimnastycznej, tanie piwo dużo ludzi i blisko do domu. Pójdę to się trochę odstresuję i tyle. Aby nie było tak smutno tylko, to udało mi się dogadać w sprawie jednego przedmiotu i już mam nawet pracę domową, więc mój learning agrement wzbogaca się o kolejny przedmiot, który zapewne zaliczę bez większych problemów, bo prowadzi go mój koordynator. Na razie mam 12 stron A4 do przeczytania, streszczenia i zreferowania go przed klasą w formie prezentacji za tydzień. Dodatkowo dowiedziałem się o możliwości studiowania języka rosyjskiego, wieczorem poznam szczegóły jak przyjadą polki na imprezę, bo one miały ten przedmiot w zeszłym semestrze. To tyle. Buźka. Trzeba być twardym a nie miętkim.

wtorek, 4 marca 2008

Facebook

A dzisiaj na facebook.com dostałem informację, abym sprawdził co oznacza moja data urodzin. Zaakceptowałem, wpisałem Marzec, 28, i bach… oto co mi się wyświetliło:

“Nothing is impossible for you… U get a sense of pleasure dealing with the most difficult situations which others think twice before delving into. (facing challenges is like a child's play. You are born to win and nothing can stop you ..not even the most adverse situations. You tend to be controlling and hate leaving things to God.”

A ponieważ uważam, że coś w tym jest a po za tym wszystko pozytywnie to postanowiłem uwierzyć, że ten magiczny program mówi prawdę i tak oto skromnym kosztem można uzyskać więcej energii do pracy. Albo zabawy. Bo jutro wielki dzień, zakładam piankę i nad ocean, spróbować sił na bodyboardzie :D Trzymajcie kciuki!

PS: Jakby co, to polecam wszystkim facebook.com, świetna sprawa. Takie mniej więcej jak grono, ale popularne na całym świecie i dużo bardziej rozbudowane :) No i wszyscy ERASMUSI tam są.

sobota, 1 marca 2008

Tanie loty z Portugalii

Dziś większość dnia spędzam w szkole, szukając połączeń lotniczych do Polski, bo wiadomo, jak się kupi bilet wcześniej, to można zapłacić znacznie mniej. Posiliłem się również informacjami, od znanych mi polaków i długo się zastanawiałem nad ofertą RyanAir, która jest najtańsza, dwa loty po 57EUR każdy, z bagażem i rowerem, ale nie dość że się leci przez Dublin, to na przesiadkę jest bardzo mało czasu i dodatkowo trzeba samemu odebrać bagaż (w moim przypadku torba i rower), po czym nadać go ponownie. Jak nie starczy czasu, to śpimy na lotnisku, taka opcja odpada. I jeszcze limit bagażu mają 15kg, chorzy ludzie. Centralwings przyszło z pomocą, uruchamiając nowe połączenia Warszawa-Lizbona. Bezpośrednie połączenie z warszawą, lot cztery godziny, cena biletu 135EUR razem z rowerem, co taje 447 PLN. Oferta droższa o 20EUR niż RyanAir, ale czas podróży i wygoda o wiele większa. Teraz pozostaje mi tylko dopytać się w szkole kiedy się kończą egzaminy i zaliczenia, aby móc kupić bilet z wyprzedzeniem. Myślę że spokojnie można z tym poczekać do przełomu Marca/Kwietnia.

Hura!

Drugi termin Egzaminu z Business English poszedł bardzo dobrze. Otrzymałem najwyższą notę z grupy i tym samym w pięknym stylu zaliczyłem przedmiot. Oby tak dalej, a 60pkt. ECTS będzie na moim koncie i spokojnie będę mógł wracać do Polski bez obawy, że będę musiał zwracać stypendium lub dopłacać do semestru za nadprogramowe zajęcia. Ihaaaa :D

BodyBoard



Jak w temacie. Chłopaki mnie namawiają, abym z nimi pojechał nad ocean popływać na BodyBoard. Chyba się skuszę, bo taka okazja może się szybko nie trafić, a wygląda to całkiem nieźle, zresztą sami zobaczcie na filmie powyżej :)

czwartek, 28 lutego 2008

Zlepek Informacji

Dziś napiszę krótko i na temat. Żyję oszczędnie ostatnio, bo stypendium się kończy i nadal czekam na dofinansowanie. Mam dostać jednorazowy grant z EU, który pozwoli mi odetchnąć i zrobić pewne zakupy, jak buty na lato, rakieta do tenisa etc.. Aby otrzymać grant, musiałem wydrukować, podpisać i wysłać aneks do umowy ERASMUS, w którym powiększona została wysokość stypendium o przyznaną kwotę. Od razu po otrzymaniu aneksu poleciałem na pocztę i wydrukowałem wszystko jak należy. Bez sensu, dlaczego? Bo okazało się, że mój aneks doszedł jako pierwszy, lecz mimo to i tak muszę zaczekać na innych, bo pieniążki są wypłacane wszystkim na raz. Generalnie, odpowiedzialność zbiorowa. Wole nie myśleć co w przypadku, jak ktoś z większym zasobem gotówki z lenistwa poczeka sobie 2 tygodnie lub dłużej z wysłaniem papierów. Mam nadzieję, że aż tak czarnego scenariusza nie będzie, ale nie ukrywam że nieźle mnie ta odpowiedzialność zbiorowa wkurzyła. Z pozytywnych rzeczy, przyjechało sporo nowych ERASMUS’ów. I tak pojawił się Litwin, który mieszka teraz ze mną, przyjechało kolejnych trzech polaków i trzy dziewczyny z Łotwy. Europa wschodnia rządzi w tym semestrze. Dziś się szykuje wielka impreza powitalna. O 22:00 Jedziemy do dziewczyn z Irlandii, a potem na miasto. Najbardziej ekonomicznie, wychodzi zakup taniego wina stołowego, czerwonego + cola aby to wino się dało skonsumować. Ogólnie znana zasada wśród tutejszych studentów. Tak więc dzisiaj za 1,18EUR mam litr wina i dwa litry coli. Wystarczy spokojnie :D Jak mi się będzie jutro chciało to zdam raport z imprezki. Dodam jeszcze, że dziś się pięknie wyłożyłem na rowerze jadąc do sklepu, wypadł mi telefon i tak gwałtownie zahamowałem, że przeleciałem przez kierownicę na beton. Musiało to pięknie wyglądać, bo aż przejeżdżający obok samochód się cofnął i miła portugalka zaczęła się pytać czy wszystko ok. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie symulować znacznego uszczerbku na zdrowiu i nie walczyć o odszkodowanie, ale w końcu powiedziałem że wszystko OK i pojechałem dalej. Stłukłem sobie tylko łokieć dość mocno i obtarłem nogę lekko, ale do wesela się zagoi. Ci którzy wyobrażają sobie mnie pod tym samochodem, albo co, niech siedzą spokojnie i wiedzą że uważam, mam rower oświetlony i nic takiego się nie stanie :) A na liczniku już 198km :D

środa, 27 lutego 2008

Google Voyager

GoogleVoyager. Człowiek mógłby wydać mnóstwo pieniędzy na mapy okolicy aby wiedzieć gdzie pojechać na rowerze żeby zobaczyć ładną okolicę, a przy okazji nie podjeżdżać pod 300m górę. Z pomocą przyszedł program GoogleEarth, gdzie za pomocą satelity spokojnie mogłem oglądać wszystko z góry i planować trasy. Problem w tym, że GoogleEarth wymaga dostępu do Internetu, aby pokazywać teren. Chyba że się wcześniej dany teren oglądało, to wtedy można sobie go obejrzeć w trybie offline. Ale co zrobić, jeśli chcę mieć obszar w obrębie 30km od domu, dostępny cały czas? Zacząłem po prostu prostokąt po prostokącie przeglądać teren, ale wymaga to poświęcenia w 100% uwagi programowi, co jest równoznaczne z ogromną stratą czasu. Na szczęście ktoś wymyślił taki program, jak GoogleVoyager. Ustawia się szerokość i długość geograficzną punktu, od którego GoogleEarth ma zacząć skanowanie. Określamy ile kilometrów na wschód i na południe ma sięgać zakres skanowania, określamy wysokość z jakiej chcemy aby skan się odbył i jazda! GoogleEarth sam przesuwa sobie obraz w tle, skanuje teren i zapisuje go do trybu Offline a ja spokojnie mogę pisać tą notkę, maile wysyłać i szukać informacji potrzebnych do pracy zaliczeniowej. Zajebista sprawa, polecam!