czwartek, 20 marca 2008

AVEIRO - Erasmus Trip


Wczoraj była rewelacyjna wycieczka. Pobudka o 10:00, szybki prysznic i na 10:15 odjazd autokaru. Ponieważ to jest Portugalia, bez większych stresów wyszliśmy z domu o 10:20 i tak musieliśmy czekać na resztę. W sklepie kupiłem sobie wielki karton soku, bo bardzo mi się pić chciało i do autobusu. Wszyscy się przywitali, powiedzieli imię i skąd są i każdy dostał plecak, koszulkę, długopis i ołówek automatyczny. No to jazda! Poszedłem spać, bo byłem dość zmęczony ;) Pobudka w jakiejś Rybackiej wiosce. Piękne kolorowe domki, plaża, ocean. Jakoś dochodziłem do siebie, słońce świeciło dość mocno i pomagało wrócić do żywych. Co bardziej szaleni podchodzili zbyt blisko do oceanu co kończyło się spędzeniem reszty wycieczki w mokrych butach. Następny przystanek, AVEIRO! To ja idę spać :] Pobudka, czas iść do kantyny. Ponieważ nie jadłem śniadania, to stanąłem w kolejce jako 1-szy. Kantyna miło mnie zaskoczyła, duży wybór jedzenia i w środku… bar sałatkowy! Pomidorki, ogóreczki, sałatą, surówki co chcesz to sobie nakładasz na oddzielny talerz i wszystko wliczone w cenę obiadu. Do tego obok wielkie pojemniki z majonezem, ketchupem i musztardą. Zrobiłem błąd, bo zapytałem się przy kasie ile za obiad. Trochę opalenizny i ludzie mi mówią że nie wyglądam jak polak, w sumie ciemne włosy i oczy robią swoje. Ten błąd kosztował mnie 50 centów, bo studenci z innego miasta mają drożej. No nic, za 2,5EUR i tak najadłem się jak głupi :) Po obiedzie wyjazd o 13:40. Portugalskim zwyczajem o 13:50 poszliśmy na kawę wiedząc, że na pewno nie wyjedziemy o czasie. Przy autokarze jeszcze czekaliśmy 20 minut na resztę. Zregenerowany ni musiałem już spać i pojechaliśmy do muzeum bacalhau (codfish, dorsz). Jest to tradycyjna ryba, narodowa potrawa Portugalii. Wszędzie w sklepach leży zasolony, suszony na słońcu dorsz. Je się go we wszelkie święta i przyrządza na tysiące sposobów. Podczas wielkich odkryć geograficznych Król portugalski wysłał ponad 140 statków aby przywieźć zapasy ryby z bogatych złóż północnych wód. I tak się zaczęła moda na dorsza. W muzeum chodziliśmy po rybackiej łodzi z drewna, oglądaliśmy łódki, modele okrętów, jedną z większych w europie kolekcji muszli (4000 okazów). Zdjęć z muzeum nie mam bo Witołtas zostawiła aparat w autokarze, ale inni mi robili zdjęcia więc jak wezmę od nich fotki, to też umieszczę. Pospieszali nas w muzeum bo mało czasu zostało a organizatorzy mieli dla nas niespodziankę. Najpierw kierunek port, jedziemy zwiedzać wielki statek, który wypływa na północ i wraca dopiero rok później wyładowany 1 100 ton zasolonej rybki. Mogliśmy włazić wszędzie prawie, od mostka po kajutę kapitana. Zabawa przednia, trochę zdjęć zrobiliśmy. W ogóle bardzo mi się podobają takie wycieczki, gdzie za wszelkie bilety wstępu płaci ERASMUS association, za autokar również. Później zapowiedziana niespodzianka… Pojechaliśmy do wytwórni win portugalskich, niedaleko AVEIRO. Zgodnie z zapowiedziami, mieliśmy zwiedzić cały kompleks od momentu dostarczenia winogron, po leżakowanie i wlewanie w butelki. Ale o tym napiszę w następnej notce, ponieważ jest o czym pisać. Dużo informacji, gatunków win, smacznych wspomnień i ciekawych historii już w następnym odcinku pod tytułem: Karol i dwa miliony butelek wina :) A fotki można oglądać już dziś:

Galeria Zdjęć
Na razie fotki od Witołtasa, reszta będzie później

Brak komentarzy: