środa, 26 grudnia 2007

Chory...

Myślałem o tym, spodziewałem się tego… Jak można było przewidzieć zmiana klimatu na chłodniejszy nie wyjedzie mi dobrze na zdrowie. I stało się, gorączka 38.3°C, głowa mi pęka, kości mnie bolą, gardło, oskrzela, płuca i uszy – Pełen komplet. Faszeruję się czosnkiem, kwiatem lipowym z miodem i wszelkiego rodzaju aspirynami musującymi z witaminą C itd., i próbuję powrócić do zdrowia. Bieganie po mrozie na pewno nie sprawiło że czułem się lepiej, no ale jak mógłbym nie pójść na kolację wigilijną na KABATY (godzina drogi + czekanie 40 minut na tramwaj), czy do Falenicy pod Warszawę (dwie godziny drogi + 3o minut na autobus). Rodzinka to rodzinka, spotkania wspaniałe, ale chorobie nie służą :( Wymarzłem się, wywiałem i dziś siedzę w łóżku tak długo jak się da i nigdzie z domu nie wychodzę. Muszę wyzdrowieć, niedługo sylwester! Trzeba być twardym a nie miętkim, trzymajcie kciuki, jutro zamierzam obudzić się zdrowy!
Posted by Picasa

piątek, 21 grudnia 2007

Zanim przeczytacie notkę, dla zainteresowanych podaje mój nr. Komórkowy, który działa w Polsce: +48 665 586 255

Święta, święta, święta…Nie ma to jak w Polsce. Przyjechałem bezpiecznie z lekkim opóźnieniem, bo byłem w Warszawie 50 minut później niż planowałem. Podróż była… uch… ciężka. A zaczęło się wieczorem. Kolacja z Portugalczykami, trochę wina i o 23 wpadliśmy do pokoju dziewczyn na pożegnalne winko. Posiedzieliśmy do północy i poszedłem do pokoju sprawdzić co by tu jeszcze dopakować do walizki. W międzyczasie Reka mnie namówiła – ok. 1:00 idziemy na imprezę w szkole, to moja ostatnia napijemy się jedno piwko i do domu. Nie przekonało jej, że nie mam kasy na imprezowanie i że muszę wstać rano wcześnie. Powiedziała że stawia (bez skojarzeń), a rano mnie obudzi. Jakoś miałem przeczucie, że na jednym piwku się nie skończy…

1:00 – Jesteśmy w środku, tłum ludzi, głośna muzyka, spotykamy znajomych
2:30 – Reka idzie do domu, proszę ją aby mnie obudziła o 6:30 rano
3:00 – Coraz więcej znajomych stawia mi pożegnalne piwko
3:30 – Idę do domu, dosyć! Muszę choć trochę pospać… Wychodzę z imprezy
3:45 – Zmieniłem zdanie, wracam bawić się dalej…

O 5:40 impreza się skończyła i już nie było sensu iść spać, więc dotarłem do domu i postanowiłem że prysznic załatwi sprawę i będę jak nowo narodzony. Trochę pomogło ale więcej było piwa na dyskotece niż wody w kranie ;) Spokojnie połaziłem po pokoju, zbiłem szklankę jak chciałem się napić wody… Idę jeść. Ok. 7:15 skończyłem jeść Tosta, zrobiłem sobie kanapki i coś mnie tknęło żeby sprawdzić o której mam autobus miejski który mnie zawiedzie na stacje autobusową.

AAAAAAAAAA!!!

Autobus zamiast jak myślałem o 7:40, był o 7:25. Patrzę na zegarek, jest 7:20… Buch, walizkę pod pachę i biegnę do pokoju dziewczyn pożegnać się i wziąć moją książkę którą im pożyczyłem. Brigitta brała prysznic więc pożegnałem się z Reka i biegne na przystanek.

AAAAAAAAAA!!!

Urwała się rączka w walizce… to znak… patrzę… Nie mam biletu miesięcznego, przecież pożyczyłem Ediemu. Wracam na górę, i nie wiem po co pobiegłem do kuchni :] Przebudzony Edi spotkał mnie w drzwiach i dostał ode mnie kubek ciepłej herbaty – Masz, wypij sobie na śniadanie mi ucieka autobus, daj mi mój bilet!!! Uff… wpadłem na przystanek równo z autobusem. Jadę łapać tego PKS’a, na miejscu byłem ok. 7:40… Impreza i poranne przygody mnie zmęczyły więc na dworcu usiadłem na walizce, ustawiłem budzik w telefonie i poszedłem w końcu spać :) Potem przyjechał mój dyliżans jakoś do niego wsiadłem (zaspany byłem strasznie i chyba nawet biletu nie pokazałem) . A potem to pamiętam że budzę się w Lizbonie i widzę lotnisko – Mój zegar biologiczny ma wyczucie :)

Dalej nie będę opowiadał nudnych szczegółów, bo na autopilocie udało mi się dotrzeć do odpowiedniego samolotu, a obsługa paszportowa mimo zmęczonych oczu i nowej bródki bez problemu mnie rozpoznawała i wpuszczała gdzie trzeba.

A zapomniałbym, zdziwiłem się ale testowali mi w Zurychu klawiaturę laptopa na obecność różnych substancji, które rzekomo wcześniej miały być na moich rękach. Zaspany tylko patrzyłem jak zbierają próbki z klawiszy i grzecznie odpowiadałem na pytania: Tak, tego laptopa używa pół akademika (tak więc jak coś znajdziecie, to nie ja).

Nic nie znaleźli, więc nie było przygody, więc nie ma co pisać :) Terrorystą nie jestem :P

Teraz jestem w Polsce i będę świętować, następna notka zapewne z Portugalii!
Posted by Picasa

niedziela, 16 grudnia 2007

Ach! Totalnie zapomniałem podać link do galerii z Lizbony. Dodatkowo dodałem wyżej zdjęcie mostu Casco Da Gama. Jest po prostu rewelacyjny, strasznie wysoki i tak długi, że nie widać drugiego końca. Ma 17,2km długości! Genialna konstrukcja. Nie ma to jak pisać, że ładne zdjęcia a nie dać linku do nich. Tak więc poprawiam się i zapraszam:

http://picasaweb.google.pl/k.gebarowski/TripToLisboa

Komentarze miłe widziane :)
Posted by Picasa

sobota, 15 grudnia 2007

Irek

Specjalne podziękowania dla mojego wójka Ireneusza, który zostawił na tym blogu mnóstwo komentarzy. Wczoraj mailowo próbowałem odpowiedzieć na kilka z nich, ale już mi się kończą pomysły w wymyślaniu kombinacji jaki może być poprawny e-mail, i.gebarowski, igebarowski a może jeszcze inaczej. Tak więc IREK, jeśli to teraz czytasz to napisz swój e-mail w komentarzu lub napisz cokolwiek na k.gebarowski@gmail.com to wyślę Ci conieco. Pozdrawiam!

Żeby nie było, innym też bardzo dziękuję, ale do was mam maile więc mi tu zazdrosnym o podziękowania nie być ;)
Posted by Picasa

piątek, 14 grudnia 2007

Panorama Lizbony!


kliknij aby powiększyć

Szósta rano, pobudka… Po co było oglądać ten film, położyłem się spać o 3:20, do czwartej nie mogłem zasnąć. Dwie godziny snu i trzeba wstawać. Takie życie, co zrobić. Zima za oknem w pełni, w nocy temperatura spada do 6-7C, totalna lodówka. Dam radę. Generalnie może powiem jak się stało że tam zostaliśmy zaproszeni. Otóż dwie klasy z kierunku artystycznego jakiegoś z uczelni ESEC miały wykupioną wycieczkę do Lizbony do muzeum i jedna z klas nie mogła jechać. Było 30 wolnych miejsc, wszystko opłacone więc zapytali się ERASMUS’ów czy chcą jechać. Hehe, długo się nie zastanawiałem. Na wycieczkę pojechało 4 polaków (Piotr, Ewa, Dorota i Ja), Czech Petr, cygan Edi, Daniela i Amelina z Bułgarii i Diego z Hiszpanii. Na niebie żadnej chmurki od rana, zapowiadała się świetna pogoda. Z Edim byliśmy pod szkołą pół godziny za wcześnie więc zaczęliśmy się posilać pomarańczami z drzewa rosnącego przy szkole. Nie spodziewał bym się, ze w grudniu będę zrywał pomarańcze z drzewa :D Mniejsza z tym, ok. 12:30 byliśmy już na miejscu. Nawet przez chwilę nie miałem ochoty iść do muzeum, jestem w Lizbonie to idziemy na miasto :) Jedyny warunek – o 18 być powrotem po pojadą bez nas. Nie wszyscy byli tego samego zdania więc wyruszyliśmy w pięć osób, Bułgarki, Edi, Diego i Ja. Poszliśmy wzdłuż wybrzeża zobaczyć starą wierzę portową (piękna, zobaczycie w galerii), oraz ogromy biały pomnik. Dziego był wcześniej w Lizbonie, więc robił z przewodnika oraz tłumacza, bo jako Hiszpan bez problemu mógł się z każdym dogadać. Poradził nam kupić bilety dzienne, żeby zaoszczędzić na transporcie (2EUR/przejazd). I co się okazało? Przez to że jest spotkanie na szczycie (kto nie wie tego dnia kaczor z Donaldem byli w Lizbonie) cały transport w Lizbonie tego dnia za darmo! Nie ma to jak podwójne szczęście :D Hehe, popędziliśmy na wielki sławny plac a stamtąd deptakiem na wierzę widokową, która również tego dnia była za darmo (normalnie 2.5EUR). Zjedliśmy szybko jakiegoś Fast-Food’a i na samą górę zwiedzać zamek :) Zrobiliśmy bardzo dużo świetnych zdjęć, ale umieszczę je dopiero wieczorem, jak zgram z Bułgarskiego aparatu. Robiło się późno, a chcieliśmy pojechać jeszcze zabytkowymi tramwajami (zobaczycie w galerii, sporo takich jeździ po Lizbonie). 17:15… jedziemy małym wagonikiem po krętych uliczkach i coraz bardziej oddalamy się od autokaru… 17:30… Diego zapatrzył się w zdjęcia w aparacie i zapomniał nam powiedzieć, że powinniśmy wysiąść na poprzednim przystanku. Znaleźliśmy metro, biegiem do środka, jakaś stacja… O! Blisko rzeki, jedziemy… ze stacji na górę, szukać autobusu. Na szczęście stał akurat ten, który nam pasował. W szalonym tempie byliśmy przy autokarze o 17:59, hehe. Udało się! :D Podróż niesamowita, miasto przepiękne a wstępne fotki można już oglądać w galerii. Robiłem je telefonem komórkowym i zapomniałem zmienić rozdzielczości i wszystkie robiłem na połowę mniejszej niż maksymalna :( Tak więc są strasznie kiepskiej jakości. A jaka była pogoda? Żadnej chmurki na niebie, w koszuli i sweterku momentami się aż gotowałem, bo słońce naprawdę mocno grzało. Chyba się nawet trochę opaliłem przez cały dzień łażenia ;) Jak kiedykolwiek pojedziecie do Portugalii, musicie zwiedzić Lizbonę! Polecam!!!
Posted by Picasa

ERASMUS Dinner

Kolacja ERASMUS’ów. Nie zapowiadało się aż tak Ciekawie jak było, ale zacznę od początku. Obudziłem się rano z okropnym bólem głowy – ciut za dużo piwka. No nic, czas się brać za placki. Zacząłem o czternastej i z pełnym zapałem przerobiłem 3kg ziemniaków na drobną papkę. Trochę tajemnych składników i już o 17:40 wszystkie były usmażone. Nie sądziłem że placki smaży się tak długo! W sumie wyszło ok. 55 placków, nie licząc tych które zjadłem podczas smażenia. Trochę spóźniony, ale dotarłem na kolacje. Przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Na ścianach napisy piękne MERRY CHRISTMAS, stoły zastawione ciastami, ciasteczkami, zapiekankami, kurczakami, plackami pierogami dosłownie wszystko! Było sporo zdjęć, ale oczywiście portugalskim zwyczajem jeszcze ich nie umieścili, więc muszę trochę poczekać i jak tylko się pojawią, to na pewno je tu umieszczę :)
Moje ulubione dania?
- Polskie pierogi (Dori i spółka, szacuneczek)
- Hiszpańska zapiekanka (nikt się nie przyznał kto ją zrobił, miodzio. Jak ktoś wie czyja to sprawka, to dać znać w komentarzach)
- Ciasto z budyniem (Chyba włosi zrobili, niebo w gębie)
- Oczywiście moja placki! (Bardzo mnie ucieszyło, że zjedzono 53 z 55 placków i niektórzy brali po 4 dokładki, oraz stwierdzenia: To naprawdę jest z ziemniaków? Hehe :D)
- Prawie zapomniałem Węgierski gulasz. Ostry, gęsty dużo mięska! Brigitta, wyjdź za mnie i gotuj mi taki ;)

Na koniec dostaliśmy po kartce świątecznej ze słowami „wesołych świąt” w różnych językach oraz zaproszenia na wycieczkę do Lizbony, ale o tym w następnej notce… Po kolacji poszliśmy do Tuareg, pobliskiej marokańskiej knajpy. Usiedliśmy na poduchach w namiocie i popijaliśmy rożne smaki herbat ze srebrnych dzbanków. Uwielbiam to miejsce, idealne aby się zrelaksować. Nie siedziałem długo, o 23:30 byłem już w domu bo następnego dnia pobudka o 6 i trzeba jechać do Lizbony! :)
Posted by Picasa

We wtorek Wo kończył swoją przygodę z ERASMUSEM i wybierał się do Niemiec, tak więc urządził ostatnią, pożegnalną imprezę. Musieliśmy się tam pojawić i o dziewiątej już byliśmy na miejscu. Zabrałem butelkę wina w razie czego, ale totalnie się nie przydała, bo jak widać na załączonym obrazku wanna była pełna różnorakich dobroci :) Przez chwilę przeraziło mnie, ze we 4-ke mamy to wypić (Wo, Jan, Edi, Ja) Ale około północy zjawiło się dużo więcej ludzi i wanna szybko opustoszała. Niestety o 2:00 impreza musiała się zakończyć, bo Wo miał autobus do Porto a stamtąd samolot do Niemiec. Ciekawe czy go wpuścili do samolotu, bo trzeźwy to na pewno nie był :) Ja rozwaliłem sobie mały palec o tarkę, którą nosiłem w torbie cały czas, bo następnego dnia musiałęm zrobić placki ziemniaczane na kolacje ERASMUS’ow. Ale o tym napiszę za chwilę, bo teraz wspomnę o czymś innym. Pamiętacie imprezę u Wo, na której ludzie się poprzebierali? Tak więc zgrałem od niego sporo naprawdę dobrych zdjęć! Link do galerii:

http://picasaweb.google.pl/k.gebarowski/HaloweenPartyWoCamera

A to moje ulubione fotki:
http://tnij.org/mouseandpimp – Agata i Ja… Mouse&Pimp, świetne zdjęcie moim zdaniem
http://tnij.org/dc01 oraz http://tnij.org/dc02 – Nie wiem jak wy uważacie, ale moim zdaniem dziewczyna piękna i fotogeniczna, szkoda że Rumunka ;)
http://tnij.org/cmouse - Agata, przebrała się za mysz i wyglądała… zza parawanu :P
A na koniec: http://tnij.org/csszjc - Niech mi ktoś do cholery wyjaśni, co się stało z jej piersiami? Błeee… :/
Posted by Picasa

poniedziałek, 10 grudnia 2007

Stare powiedzenie mówi – w swoim bałaganie znajdziesz wszystko co trzeba. Ale jest pewna granica. Na tym zdjęciu widać stan mojego pokoju na dzień piątek wieczór. W trosce o mojego laptopa, który się grzał na łóżku (na krześle i biurku się nie mieścił), postanowiłem posprzątać. Zmotywowała mnie do tego również Dori, która miała przyjechać następnego dnia na film. Wstyd kobietę do takiego chlewu wprowadzać, choć znam dwie z na przeciwka którym to nie przeszkadza – wstyd! Również znudziły mi się biegi przełajowe do toalety – wywrotka na pustych butelkach po coli, tunel pod krzesłem, skok nad kablem od zasilacza salto przez walizkę i już prawie jestem w łazience, o ile nie zabije się o koty które tańczą i ganiają się nawzajem po podłodze :) Tak więc widzicie, straszny brudas z tego Rumuna, no w ogóle nie sprząta. Leniuch okropny ;) Ja przynajmniej pościeliłem łóżko. Tak więc w sobotę zajęło nam to ponad dwie godziny, ale pokój wygląda tak ładnie, że nawet nie robiłem zdjęcia bo nikt nie uwierzy że to ten sam...
Posted by Picasa
Kochany święty mikołaju. Piszę ze słonecznej i ciepłej Portugalii, i bardzo Ci współczuje, że siedzisz tam na północy zasypany w zimnym śniegu. Lecz mimo tego, przyjadę w zimne kraje i spokojnie możesz położyć moje prezenty pod Polską choinką. Powinieneś wiedzieć czego mi potrzeba, ale na wszelki wypadek napiszę:

Skarpetki (par kilka) – Bym prać tak często nie musiał w pralce, bo kosztuje to kilka euro
Koszula (ładna) – Co by sylwester był udany i wszyscy mówili: A pamiętasz tego w fajnej koszuli?
Kosmetyków kilka – Abym miał skórę po goleniu jak pupa niemowlaka, pachniał jak świeże fiołki i wywoływał efekt AXE ;)
Książkę ciekawą – Np. przygody mikołajka, bo ostatnio mi po głowie chodzi.
Pieniążków w złotówkach – Bo jak nie oddam Pawłowi za bilet na sylwestrowej zabawie, który mi kupił, to mnie upije i zostawi w klubie i spóźnię się na samolot powrotny.
Euro też sztuk kilka ­– Jeść, pić, spać, tego mi trzeba a w Portugalii trzeba mieć na to trochę EURO ;)

A poza tym ładną choinkę poproszę, ale to już w rękach mojej kochanej rodzinki. Tak czy siak cokolwiek znajdę pod choinką to będą to moje najlepsze święta. Stęskniłem się za wami wszystkimi kochani i nie ma lepszego prezentu niż to, że znów waz zobaczę :) Buziaki! Mua! :*

PS: Jak cos sobie przypomnę z prezentów to jeszcze napiszę ;)
Posted by Picasa

Zakaz palenia?


Powoli dochodzę do wniosku, że coś takiego jak zakaz palenia w Portugalii nie istnieje. Dlaczego? Nie chodzi o to, że widok osoby palącej zaraz pod zakazem nie należy do rzadkości. Dodatkowo ilość miejsc w których można palić, jest porażająca. Wiadomo, każdy PUB, Dyskoteka, Restauracja. W szkole – bez problemu można zobaczyć kogoś z papierosem na korytarzu. Centrum handlowe? Czemu nie, spokojnie można chodzić między sklepami z papierosem w ręku. Popielniczki montowane są nawet w bankomatach! No przecież jak się czeka na pieniążki to można sobie dymka puścić, prawda? Czemu pisze tego posta? Bo ostatnio się dowiedziałem o totalnym przegięciu jeśli chodzi o palenie. Koleżanka poszła do kina, na nowy film Tarantino, akcja wre, napięcie i… Kurtyna się zasłania, z głośników miły głos – 10 minut przerwy na papieroska. No chyba bym obsługę kina pozabijał. Paranoja! Co o tym sądzicie?
Posted by Picasa

Zima, zima... :)

Zima w Portugalii w pełni. Na dowód tego przedstawiam powyżej dwa zdjęcia zrobione kilka dni temu po drodze do szkoły. Tak więc swetry do szafy i wychodzimy w t-shircie. Tak dobrze to nie ma, chociaż w takim stroju do sklepu wyskoczyć można spokojnie. Co prawda w ciepłym słońcu można rozłożyć leżak i się opalać, lecz wystarczy że przejdzie się w cień i czuć że zima. Powietrze jest bardzo ostre, chłodne i rześkie. Tak czy siak wspaniale! Wrócę do Polski, to też tak będzie na pewno ;) Koniec o pogodzie na dziś, bo mi się gorąco robi.
Posted by Picasa

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Na początku podchodziłem do sobotnich atrakcji sceptycznie. Powiedzieli mi, że za te 10EUR które zapłaciłem, to będzie może z 10 minut gry w paintball. Trochę drogo. Ale nic, zapłaciłem już wcześniej więc nie było odwrotu. Spotkaliśmy się pod szkołą o 12:30, i jak to bywa w Portugalii autokar spóźnił się pół godziny – standard. Amelina uchyliła rąbka tajemnicy i okazało się, że na paintballu się nie skończy. Podzielili nas na grupy 5-cio osobowe. Nasza grupka składała się w 100% z polaków. Pół godziny drogi i na miejscu niespodzianka… Najpierw prezentacja broni: paintball, wiatrówka, łuk. Kilka informacji, zawiązali nam oczy i w drogę. Jak nam zwrócili wzrok, dostaliśmy koszulki na których musieliśmy napisać nazwę drużyny, dostaliśmy mapę terenu i mieliśmy iść i szukać zadań. Polegało to na tym, że jak zauważyliśmy dwie wstążki to w promieniu dziesięciu metrów musiała znajdować się koperta z zadaniem. Na początku trochę nudne te zadanka, bo trzeba było napisać historię o młynie na sto słów, albo policzyć doniczki należące do kościoła, ale potem było już tylko ciekawiej. Następne zadanie – body painting! Dostaliśmy pastele i jakieś białe coś do makijażu i musieliśmy się tym wysmarować, taki barwy wojenne. Dalej – strzelanie z łuku. Baaardzo fajna sprawa. Trochę spaceru po lesie i dotarliśmy do rzeki, a nad nią zawieszone liny. I myk na drugą stronę. Dość łatwe, szczególnie że była asekuracja. Dalej w nudne zadanka w stylu zbierania śmieci po drodze itd., dosyć strome wzniesienie w lesie a za nim schowana Amelina. Po drodze mijały nas tylko kłady, na których organizatorzy rozwozili sobie piwo. Trzeba było strącić pięć kręgli lezących na drodze, udało mi się zbić wszystkie na raz (za 3-cim razem). Dalej już było to co najlepsze. Z wiatrówki zestrzeliliśmy 5 balonów (50% skuteczności), A zjazd na linie ze wzniesienia był po prostu zajebisty. Na deser – paintball. Świetna sprawa, dostaliśmy maski (groźnie się w nich wygląda) i karabiny po 50 kulek w każdym. Zadanie – wybić przeciwną drużynę i zabrać ich flagę. Obmyśliliśmy strategię i zaczął się szturm. Osłanialiśmy się nawzajem i czołgając się w lesie w paprociach wybiliśmy całą ich drużynę zdobyliśmy flagę i kolejne punkty :D Straciliśmy tylko jednego zawodnika (nie mnie). Potem dostaliśmy po kanapce, ciastku i soku. Pewni wygranej czekaliśmy na wyniki i oczywiście wygraliśmy. Szampana i 6 win! :D Tyle że dziwna sprawa, że wino dostaliśmy tylko jedno :) Resztę rozdali przegranym grupom, a niech mają, na pocieszenie. Trwało to ładne 5-6 godzin, sporo zabawy i na pewno było warto :D Jak jeszcze raz coś takiego zorganizują to na pewno się zdecyduję!
Posted by Picasa

środa, 28 listopada 2007

A teraz kilka słów o imprezie, bo jeszcze pomyślicie, że ja się tutaj tylko uczę. A więc ostatnio na imprezie byłem w sobotę… Tak, to była sobota. Umówiłem się z Petrą o 20:00 na Placa da Republika i o 20:30 mieliśmy się spotkać pod uczelnią ESEC z resztą towarzystwa. Generalnie, nie przyszły Bułgarki, Hiszpanie, Brigitta w Irlandii, jedynie Reka i Edi oraz 3 jego znajomych z Hiszpanii nie nawalili, tak więc w takim "milutkim" gronie powędrowaliśmy do tureckiej knajpy (Podobno knajpa jest marokańska, ale ja im nie wierze i dla mnie jest turecka i tak ją będę nazywał!!!). Uwielbiam to miejsce, bo można sobie usiąść na podłodze na wielkich poduchach, leżeć wśród świeczek i kadzideł, popalać sziszę i delektować się aromatycznymi herbatkami. A tak na poważnie to tak by było miło, o ile poduchykadzidła i cudowna muzyka zostają to z piciem inaczej. Najczęściej biorę browarek (bo tani) a na sziszę nas nie stać bo kosztuje 16EUR). W sobotę było więcej osób, więc starczyło na węgielek. Dopłaciliśmy 4 EUR i zamiast samej wody, dolali absyntu więc dymek smakował dużo lepiej :D Dochodziła północ i z Petrą zostawiliśmy całe towarzystwo i udaliśmy się na Placa da Republika. Po drodze spotkaliśmy petry znajomych i poszedłem do nich. Fajna sprawa ten słowacki język, z czystym sumieniem mogę powiedzieć że rozumiem 80% z tego co mówią i generalnie jak ja po polsku a dziewczyny po słowacku to dogadać się można:

WAŻNA UWAGA: Chcesz powiedzieć Słowaczce, że ją kochasz, to nie mów tego po polsku! Kochać, to można po słowacku kaczkę albo pączki. Ma to znaczenie stricte kuchenne i znaczy nic innego jak wypychać w środku nadzieniem jakieś biedne zwierze… Jakby potraktować to jako metaforę, to można przyjąć że w sumie to i z miłością ma to coś wspólnego ;)

Wyszliśmy ze Słowackiej chatki i co? Association, bo za darmo… Beznadziejna muzyka, po szliśmy na domową imprezę do pobliskiej republiki. Ciasno jak w… No właśnie, dużo ludzi, wypiłem szklaneczkę sangrii i z Petrą na schodach zastanawialiśmy się co dalej, już miałem się skusić aby pójść do Vinyl, czy jakoś tak, ale 10EUR i późna godzina mnie przekonała i znów poszliśmy do Association. Muzyka tak beznadziejna, że mimo kolejnych kilku piwek nie dało się tańczyć. Poczekaliśmy do 5:30 na pół godzinki hip-hopu, trochę poskakaliśmy z Petra i odprowadziłem ją do domu. Autobus miałem za 2 godziny dopiero, więc zaproponowała mi nocleg… Ale stwierdziłem, że wrócę taxi i podreptałem na piechotkę do domu, bo nie będę płacił sam 5EUR za taxi ;) Ktoś nie wierzy? Oto fotki z powrotu do domu: http://picasaweb.google.pl/k.gebarowski/WayBackHome

Generalnie, poza turecka knajpa, darmowa sangria i pól godzinnym tańcem nic ciekawego się nie działo. Natomiast po drodze spotkałem fajnego gołębia :D
Posted by Picasa

Dzień dobry, nazywam się Karol i jestem uzależniony od Amerykańskich seriali. Nie ma to jak dobry wstęp. A teraz o co chodzi? Dwa dni temu, znajomy z akademika pożyczył nam dysk twardy z filmami. Trochę skopiowaliśmy, było kilka seriali amerykańskich i stwierdziłem że też chętnie obejrzę. Na afekty nie trzeba było długo czekać, w 2 dni obejrzałem 22 odcinki „JERYCHO” o ataku nuklearnym na USA, oraz 5 odcinków „4400” który był chyba nawet u nas w Polsce w TV. Po takim natłoku informacji, można popaść w paranoję, a więc nigdy nie oglądajcie tyle seriali! Człowiek nie je, nie śpi, znajomym mówi że nie idzie na imprezę bo musi się uczyć. A poza tym dzieją się dziwne rzeczy…

Po 22 odcinkach Jerycho, zaczynam rozmyślać o zrobieniu zapasów na wypadek ataku nuklearnego i zamykam okna w obawie przed promieniowaniem.

Po 5 odcinkach „4400” zaczynam się zastanawiać, czy i ja przypadkiem nie mam jakichś ukrytych zdolności.

Po 8 Odcinkach trzeciej serii „prison break” zaczynam planować ucieczkę z akademika, tak aby nie płacić za ostatni miesiąc ;)

To by było na tyle! Tak więc seriale szkodzą! A dla tych co biorą tą notkę zbyt poważnie: U Mnie wszystko OK :D Też się daliście tak wciągnąć kiedyś? ;)
Posted by Picasa

czwartek, 22 listopada 2007

Prognoza pogody na dziś...

Pogoda… Dziś mnie siostrzyczka zszokowała, że w Polsce -8. Ja tu chyba zostanę, bo jak wrócę to przeżyje taki szok, że od razu zamarznę. Portugalia to dość ciepły kraj, jeszcze tydzień temu spokojnie można po śniadanku popijać kawę na balkonie stojąc tylko w t-shircie i opalając się w pełnym słońcu – na niebie żadnej chmurki, ciepło, miło i przyjemnie. Za to klimat jak na pustyni. W dzień w słońcu można się nieźle spocić, a to w nocy bez swetra i ciepłej kurtki się nie obejdzie. Różnica między dniem a nocą czasami wynosi 15C! I wynika to pewnie z faktu, że przez większość czasu na niebie żadnej chmurki nie ma i nic nie utrzymuje ciepła, które w ciągu dnia zafundowało słońce – z czystym sumieniem mogę napisać, że w ciągu zimowego dnia w bezwietrznym miejscu na słońcu jest ponad 20C. Za to w nocy potrafi być 8 stopni (w grudniu nawet w okolicy 0-3C), co przy wilgotnym powietrzu jest odczuwalne jako temperatura o wiele, wiele niższa. Ostatnie 2 dni pokazały, co to znaczy prawdziwa jesień-zima. Dwa dni padało prawie bez przerwy. Miało to swoje zalety. Dawno nie wiedziałem tu deszczu (od kiedy tu jestem, padało tylko raz przez chwilę), a co najważniejsze – pojawiły się chmury i temperatura się zrównała, i nie trzeba nosić w plecaku swetra i kurki na wieczór. Spokojnie można założyć lekki sweter w ciągu dnia, zarzucić wiosenną kurtkę i mając parasol chroniący od deszczu nie trzeba się martwić, że się zmarznie. Taka ciepła jesienna pogoda. Nie za zimno, nie za ciepło, tak w sam raz. Trochę popada, trochę pogrzeje słońce – miodzie. Bardzo mi to odpowiada i mam nadzieję, że się szybko nie zmieni. A tak poza tematem, Rumun ma dzisiaj problemy żołądkowe (nie przykładałem do tego ręki), i wcale mu nie współczuje! Hehe, a co :D Niech biega co 5 minut do wychodka ;) To za kare :P
Posted by Picasa

środa, 21 listopada 2007


Będzie szybko, zwięźle i na temat. Generalnie pamiętacie jak mówiłem o prezentacji krajów dla ERASMUS’ów? Szkoła też przygotowała wtedy mała prezentację i tak oto pod adresem http://tnij.org/prezentacjacoimbra można sobie obejrzeć kilka fotek i zobaczyć jak wygląda Coimbra. Czy ładne, czy nie? Sami oceńcie… W komentarzach!!! :P
Posted by Picasa
Pomysłów trochę więcej, komentarzy na blogu nie wiele, ale ja rozumiem – przynudzam. To trochę ciekawostek teraz będzie. Bo w Portugalii dzieją się naprawdę dziwne rzeczy bo PORTUGALIA BYĆ DZIWNY KRAJ. Weźmy na przykład taką sytuację:

Chcesz wejść do sklepu, baru, restauracji… piękne szklane drzwi a na nich jeszcze ładniejszy napis PUXE (X – czyta się jako sz). No wiec PUSZ, znaczy PUSH, znaczy pchaj… nic z tego, trzeba pociągnąć (bez skojarzeń)

Mamo mamo, jaki jest pierwszy dzień tygodnia? – Poniedziałek. A w łeb nie chcesz? Niedziela synku, niedziela! Tak tak, drogie dzieci, tutaj pierwszy dzień tygodnia zaczyna się w niedziele. 1-ta feira – niedziela, 2-ta feira – poniedziałek. Tak więc jak ktoś powie wam że che się spotkać w czwartek, to lepiej przyjść w środę aby się o dzień nie spóźnić :) Chyba mają mocno cheścijańskie korzenie :P

Trzecia sprawa, chyba najdziwniejsza. Uprzedzano mnie i wiedziałem, że tutaj dobrej herbatki się nie wypije, ale co tam. Brigitta zaryzykowała i wymaga to dłuższego opisu:

- Eee… Tea please… (Brigitta)

Dostała w czoło ode mnie za brak znajomości portugalskiego, bo babka za ladą ni w ząb ni w pietruche po angielsku a po trzech miesiącach kursu chyba można się nauczyć „um cha por favor” (albo proszę mi czaju naparzyć). Nie ważne, pomogłem.

- Z cytrynką czy czarną herbatkę dla pani? – Pyta się uśmiechnięta kobieta

Bridget coś tam wydukała, przetłumaczyłem ze herbatę z cytryną chodzi i czekamy. A kobieta bierze kubek od pepsi i obiera do niego cytrynkę.

- Noo… to się nazywa herbatka, skwitowała Brigitta. Świeżą cytrynkę i obraną wrzucają.

Ale nic z tego. Kobieta odłożyła obraną cytrynkę na bok, zalała obierki wrzątkiem, stawia przed nami…

- Euro dwadzieścia poproszę…

Zatkało mnie. Zaglądam do środka co by się upewnić, czy aby na pewno nie wsadziła tam kawałka herbaty. Nie wiem, ale ja może jestem jakiś głupi, ale wydaje mi się, że herbata z cytryną musi zawierać herbatę!!! I do niej się dodaje cytryny… Tłumacze to tej bidnej kobiecie a ona patrzy się na mnie jak na idiotę, co ja chcę od niej biednej, bo herbatkę już zrobiła. Ciężko nam się gadało i zadzwoniła po pomoc. Przyszedł facet. Też nie rozumiał o co nam chodzi, kiedy próbowałem mu powiedzieć że herbata powinna się przede wszystkim składać z herbaty i w tym kubku ze skórkami cytryny zdecydowanie czegoś brakuje!

- Panie! Ja panu mówię, że herbata powinna składać się z herbaty…
- Głupi wyraz twarzy…
- Czarnej herbaty!

Załapał, po czym stwierdził:

- Ale my nie mamy czarnej herbaty
- Jak nie macie jak widziałem, ona mi pokazała torebkę swoją czarną z herbatą spod lady.
- Ano mamy, rzeczywiście
- Ano to wrzućcie ją do tego wrzątku, bo bez herbaty herbaty nie będzie, logiczne? :D

Spojrzał się na mnie jakbym (przepraszam za wyrażenie) chciał nasrać do tego kubka. Nie mogli pojąć, że można pić herbatę z cytryną dodając herbaty. Udało się. Po ponad 10 minutach wydębiliśmy tą torebkę fusów i Brigitta wypiła coś bardziej przypominającego herbatę, niż skórki z cytryny z wrzątkiem.
Posted by Picasa

poniedziałek, 19 listopada 2007

Pomyślałem, że ta wiadomość będzie inna niż wszystkie. A to z kilku powodów. Po pierwsze nie rozpieszczam was ostatnio i nie umieszczam nowych informacji. Może dlatego, że w piątek w końcu nie poszedłem na tą imprezę, i nie było o czym pisać. Może dlatego że całą sobotę przeleżałem wentylkiem do góry i oprócz zrobienia obiadu i obejrzeniu kilku filmów nie robiłem zupełnie nic? Trochę odpoczynku każdemu się przyda, a szczególnie mi ;) Trochę szczerości też, więc zaczynamy:

…próżnia

Zonk! Nic nie napiszę ;) Za dużo osób czyta tego bloga i wiadomo – łakome kąski nie mogą być dostępne do wiadomości publicznej. Tak więc jak ktoś chce się dowiedzieć czegoś więcej, zapraszam na k.gebarowski@gmail.com. Jest kilka pikantnych, zwariowanych bądź naprawdę chorych akcji, które warto opowiedzieć, ale nie wszyscy muszą bądź chcą o nich wiedzieć. Dla niektórych chore było jak pisałem, że się uczę ;)

A teraz coś oficjalnie.
Mamo tato wujku ciociu i cała porządna rodzinko. W niedziele wstałem wcześnie, bo o 14:30, zjadłem na śniadanie 5 kiełbasek, 3 jajeczka, 4 tosty i kawkę. Potem Rumun pojechał do miasta i było dobrze. Sprzątałem łazienkę dwie godziny i już podgrzybków na ścianach nie ma i umywalka znów jest biała. Rumun wrócił i posprzątał pokój a w poszedłem do kuchni, zjadłem 4 tosty i się nie najadłem :) Poszedłem do pokoju do nauki i zacząłem się uczyć human resources management. Uczyłem się godzinę, a raczej pisałem prace po czym wszedłem na komunikator internetowy gadu-gadu przej mój telefon komórkowy i do 3 rano traciłem czas. Potem pogadałem z Portugalczykiem który nie umiał zrobić spisu treści w Wordzie, i poszedłem spać. Ale wcześniej włączyłem film więc zasnąłem o 7:30. Rano o 15:40 się obudziłem, wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie składające się z 4 tostów i puszki sardynek oraz smolistej kawy i poszedłem do dziewczyn pożyczyć 10EURO bo mi się pieniądze kończą… Nie nie nie! Nie mogę, kończę tą oficjalną część bo sam siebie zanudzam :D Potem zrobiłem zakupy i teraz tu siedzę i piszę te pierdoły

Do czego zmierzam? Kochanii, co ja mam tutaj pisać. Co chcecie wiedzieć? Piszcie proszę propozycje w komentarzach. Przeczytam, zapoznam się a i tak napisze co będę chciał :D Ale spróbować możecie. Nie chcę zanudzać was informacjami jak te powyżej. Nie chcę też szokować, bo wrócę do polski, moje wielbicielki mnie zlinczują z zazdrości o portugalki, koledzy ubiją że rozmawiam z ich polskimi dziewczynami na gadu-gadu, a ze szkoły mnie wyrzucą za promowanie złego wizerunku uczelni ;) A w domu ktoś niechcący zmieni zamki w drzwiach. Tak źle to ze mną nie jest, ale jest ciekawie! Tak więc czekam na pomysły. Bo jak nie, to zrobię bloga o „Tokio hotel”, BeNdeee Kul I tr4ndyi będę pishal takim jessykiem :P I stawial doze emotikonek +) A tak poza tym to fajny ślimak!
Posted by Picasa

środa, 14 listopada 2007

Ostatnio niewiele pisałem, bo niewiele się działo. Lecz dziś był naprawdę bardzo miły dzień. Jakiś czas temu ogłosili, że dziś odbędzie się spotkanie studentów ERASMUS z różnych politechnik. O godzinie 12:30 spotkaliśmy się na auli, Hiszpanie, włosi, Polacy… wiadomo, sporo narodowości. Najpierw obejrzeliśmy prezentację o Combrze, potem występ studentów ze studiów „portugalskiej gitary” – piękny koncert. A potem przyszedł czas na prezentację poszczególnych krajów. Poszliśmy na pierwszy ogień. Przygotowałem z Dori i Ewą prezentacje o Polsce… Udała się w 200%! Ludzie śmiali się w odpowiednich momentach, klaskali, bili brawo i próbowali powtórzyć słowo „wszystkich” – z mizernym skutkiem. Po pokazie zebraliśmy bardzo dużo gratulacji :) Turcja nic nie przygotowała, ale spontanicznie jeden Erasmus wziął gitarę i zaśpiewał naprawdę ładną piosenkę po Turecku – miodzio. Potem to samo zrobiła Afryka, z tym że po ostatnim kawałku jedna dziewczyna weszła na scene i w rytm afrykańskich bębnów odstawiła taki taniec, że zebrała owacje na stojąco. Tradycyjny i jak przystało na Afrykę – gorący. W między czasie zjedliśmy darmowy obiad w kantynie a potem poszliśmy do szkółki biznesu. Wszyscy portugalscy studenci mieli przygotować jakiś drobny biznes (sprzedaż ciastek, wina itd.). Budżet 5EUR i do roboty. Wypiłem dwa kieliszki winka po 30 centów i jeszcze skorzystałem ze stoiska, na którym można było za 50 centów kupić przyjemność. Generalnie chodziło o to, że trzeba było usiąść na wygodnym fotelu, założyć słuchawki na uszy ze spokojną muzyką, w między czasie jeść pyszne słodkie ciastko i rozkoszować się upojnym masażem głowy za pomocą urządzenia widocznego powyżej na zdjęciu. Naprawdę sporo przyjemności. Teraz siedzę w szkole i wieczorem idziemy zjeść w kantynie, na partyjkę bilarda i na grilla do Petry. Jak wydarzy się coś ciekawego, to na pewno opisze. A! Jak nie zapomnę to opiszę sobotnią imprezę u Diego, bo miał urodziny i zorganizował małe przyjęcie. Mua! :)
Posted by Picasa

środa, 7 listopada 2007

A teraz post agresywny, czyli wiele powodów dla których powinno się ubić Rumuna. Tak tak moi kochani, NIE TRAWIE mojego współlokatora! Mam 50 tysięcy określeń na niego, ale ponieważ tego bloga czytają babcie, ciocie i wujkowie oraz moje liczne fanki czytelniczki bravo girl poniżej 18 roku życia, to nie będę przeklinać, chociaż mam pewne wątpliwości czy bez tego uda mi się opisać tego debila :) Po prostu gościa nienawidzę. Dlaczego?

- Nie myje się wieczorem, zawija się w koc i śpi (brudas, cygan po prostu Rumun - wiadomo)
- Żeby mi się milej spało to zamyka wszystkie szczelinki w oknach, bo mu wieje, a ja mam się dusić tak? Sorry, aż tak zimno to nie jest!
- Mało się nie zapluje jak się śmieje, a jego żarty są na poziomie typowego Rumuna.
- Wyżera mi majonez.
- Kłóci się o każdą pierdołe i ZAWSZE musi mieć racje, nawet jak jej nie ma.
- Kiedy mu uświadamiam że nie ma racji, to się strasznie wkurza i zaczyna wrzeszczeć że mam się zamknąć i trochę traci kontrole, mam ochotę wtedy go zakopać w ogródku.
- Jak okaże się że miał rację, to chełpi się tym przez dwa tygodnie i opowiada wszem i wobec jaki to on mądry (jak mu przypomnę, że czasami nie miał racji to… patrz pkt. wyżej)
- Jeszcze zanim pójdzie na imprezę to już rozmyśla jak z niej wrócić – po prostu nie lubi imprez. Nudzi się. Rozumiem, ale po co w takim razie idzie ze mną i mi truje dupe?
- Nie je owoców i warzyw, tylko frytki i mięso + cola, a potom dziwi się że jest przeziębiony i mi zabiera apisryne.
- Podrywa bezczelnie dziewczynę do której startowałem, takich rzeczy się nie robi. Olewam ją i jego.
- Czyta cudze SMS’y, po prostu bierze sobie telefon i czyta… Już za to dostał ostry opi..ol i przestał.
- Z reguły nie pije dużo, ale jak wypije to… (patrz poprzednie punkty, wkurzający razy dwa)

A na koniec… ja nie mam uprzedzeń, ale to RUMUN. I jak tu nie mieć uprzedzeń? To co tu napisałem to wierzchołek góry lodowej. Staram się być spokojny, ale nie wiem jak długo wytrzymam :) Jak mi puszczą nerwy to już mam kilka pomysłów jak mu utrudnić życie, ale na razie siedzę cicho. Bo przecież ja nie jestem złym człowiekiem i zabijać od razu nie będę :D
Posted by Picasa
Prognoza pogody na dziś – uff… gorąco :D To zdjęcie zostało zrobione dziś, w drodze do szkoły. Mimo letniego stroju, mocno się zgrzałem idąc od Akademika… no cóż, co zrobić… trzeba się poopalać :) Dodatkowo Luis, znajomy z Akademika powiedział mi rzecz bardzo pozytywną. Otóż w Portugalii zima owszem istnieje, ale tylko… w nocy! W dzień jest z reguły słonecznie i ok. 15 stopni (znaczy się w słońcu więcej). Dopiero wieczorem robi się naprawdę zimno, a w nocy samochody pokrywają się szronem nawet. Rano wychodzi słońce znów bardzo ciepło. Hehe.. to ja na noc zmykam na ciepłą dyskotekę lub do akademika :) Tak myślałem że nikt mi nie uwierzy w poprzedniego posta… no cóż, za dobrze mnie znacie ;) Ale naprawdę dodatnio na żadnej imprezie nie byłem… Ale nie długo, nie długo. Jak się jakaś trafi, to na pewno dam raport :) A dziś musiałem się zerwać z łóżka o 11:20! Kto wymyślił obiad w kantynie tak wcześnie to ja nie wiem… ledwo człowiek zdąży prysnąć wziąć… ehhh… ciężkie życie studenta ;)
Posted by Picasa

niedziela, 4 listopada 2007

I stało się… stało się to, co miało się stać. Przeczuwałem to już od dłuższego czasu, nie wierzyłem, nie dopuszczałem tego do moich myśli a jednak… Odechciało mi się imprez. I nie poszedłem wczoraj. I nie pójdę dziś i nie pójdę jutro. Koniec. Za to ogromną przyjemność i satysfakcje sprawiło mi przetłumaczenie sylabusów dwóch przedmiotów na angielski, aby móc je jutro zaprezentować w szkole profesorom, którzy mają mi wskazać sposób zaliczenia przedmiotu. To piszę ja, Karol. Imprezy mi się znudziły i koniec. Są tego plusy i minusy. Plusy są takie, że wcześniej mogę wstać wyspany (no dobra, dziś wyjątek, wstałem o 13:45 ale tłumaczyłem teksty do 3-ciej). Po drugie, więcej kasy. Tak na prawdę, jeżeli się nie imprezuje to jedyne wydatki to jedzenie, książki i zakupy, ewentualnie siłownia. Zakupy i jedzenie najdroższe, bo czasami wizyta w supermarkecie uszczupla o 20EURO ale to jest wydatek raz na jakiś czas. Na Latadzie (tygodniowej imprezie) jeden wieczór mógł uszczuplić o 20 EURO. Tak więc wydaje się że same plusy. Minusy? Ryzyko odsunięcia się od towarzystwa… choć jak dłużej pomyśleć, to towarzystwo które imprezuje 5 razy w tygodniu to może nie takie dobre towarzystwo. Myślę, że normalni studenci zrozumieją że czasami wystarczy iść na imprezę raz w tygodniu i to wystarczy. Raz a dobrze. Koniec kropka. Nowy miesiąc miesiącem nauki. Sporo nowych przedmiotów mi doszło, sporo uzgadniania i załatwiania i na tym mam zamiar się skoncentrować. Komuś się nie podoba? Trudno, mam Cie w … :D Spotkamy się na sesji :) Buziaki :*
Posted by Picasa

sobota, 3 listopada 2007

No i mam nowa prace… zostałem alfonsem ;) Hehe, ale tylko na jeden wieczór. Można ładnie wyglądać? Można! Od razu mówię, że bródkę to ja mam teraz na stałe. Generalnie ten wieczór był jakiś czas temu, ale obiecałem że dodam zdjęcia i dodałem. Link do galerii jest na dole tej wiadomości. Rozpisywać się nie będę, impreza była udana :D Nie wszyscy się przebrali, ale i tak było dobrze. Ku mojemu sporemu zadowoleniu mój strój dziewczynom się podobał i o to chodziło. Teraz na jakiś czas mam dosyć imprez. Starzeje się… Jakoś dzisiaj jest jakaś impreza w centrum, ale znowu wychodzić jechać, wracać… W sumie dziś sporo pozałatwiałem w szkolnych sprawach, ale ciągle mam ochotę zostać w domu i np. Poćwiczyć słówka portugalskie. Tak tak, to mówię ja! Aaa… nie wiem co się stało, nawet wysprzątałem pokój i pozmywałem wszystkie szklanki :D Chyba się przeimprezowałem :) No i kasy też szkoda, chociaż dziś jest impreza w stylu zapłać 5EUR, piwo za darmo i koszulka gratis. Wszyscy idą i chyba się wybiorę, bo już kilka ominąłem i się ludzie pytają co się ze mną stało. A niech się pytają. Ale w tygodniu koniec z imprezami, nowy miesiąc i czas pozaliczać wszystko (BEZ SKOJAŻEŃ)… jeszcze przed sesją.

Link do galerii: http://picasaweb.google.pl/k.gebarowski/WoHouseParty
Posted by Picasa

środa, 31 października 2007

A kuku... :) Postanowiłem się wynurzyć i zajrzeć co się dzieje na moim blogu... i nic się nie dzieje!!! Tak myślałem! Ja tu ciężko pracuje, uczę się z wielkim wysiłkiem chodzę na imprezy i zdjęcia robie, specjalnie kąpiel przerywam a tu ani komentarzy żadnych ani maila, nic! No tak nie można! Tak wiec proszę się ogarnąć i chociaż w bannery klikać, to trochę kasy wpadnie bo się kończy :D Hehehe… dziś mam dobry humor bo… Nie poszedłem na impreze! :D Tak tak, oni tam piją palą i pierdolą a ja się kąpię w pianie i mam wszystko w… :D Generalnie wczoraj poimprezowałem ostro w przebraniu alfonsa (foty pożniej, dziewczyny szalały), więc po co dziś? Po co się pytam? Wczoraj bilet na impreze 5EUR + Before party i picie w domu Wo, a dzis ani picia a bilet za pietnastaka :D Wołami mnie z tej wanny nie wyciągną. Zostaje tu, czytam odpowiedzi na maile i jutro się wyśpie. Ot co! Ihhaaa… :D
Posted by Picasa

poniedziałek, 29 października 2007

Aaa!!! Zaraz oszaleje :) Dzis chyba pobije rekord. Jestem w szkole od godziny 20:00 i nie robie nic innego jak odpowiadam i pisze maile! Wyszlalem dzis ponad 20... do wykladowcow z polski i z portugali... Ale warto przecierpiec, jak tylko ustale learning agreement to znow sie zacznie, bo trzeba bedzie porobic te wszystkie projekty... Najwazniejsze zeby wszystko ustalic i pozaliczac. Mam nadzieje ze odpowiedza mi szybko z polski (wyslalem zapytania dotyczace szczegolowych programow zajec), bo ostatnio cos wolno wszyscy z polski odpisuja. No nic, zobaczymy. Jest polnoc, mam jeszcze kilka maili do wyslania i ide spac do domu. Koniec, musze sie wyspac bo jutro od rana... znow wysylanie maili :)
Posted by Picasa