sobota, 12 stycznia 2008

Pożegnalna imprezka

Oj, w czwartek się działo. Dori, Ewa i Piotr robili pożegnalną imprezę, ale wcześniej opowiem o czymś innym. Na 14:30 pojechałem do nich do szkoły, bo mieli robić jakieś warsztaty międzykulturowe i potrzebowali ochotników do pomocy. W sumie było nas siedem osób, Ewa, Dori, Piotr, Petr, Federika, Portugalczyk którego imienia nie pamiętam i Ja. Obejrzeliśmy ciekawy krótki film o problemach z komunikacją, podzieliliśmy się na 2 grupy i każdy miał z zawiązanymi osłami udawać osła albo małpę i za pomocą słuchu odnaleźć swoją rodzinkę. Śmiesznie, zabawa świetna. Potem wielka improwizacja, przedstawienie zrobiliśmy ja byłem uroczą holenderką z bródką w sukience z kwiaty. Wszystko zostało nagrane i jak tylko dostane płytę z filmem na DVD i zdjęciami to umieszczę. Po prezentacji drobne zakupy i wylądowaliśmy w domu. Portugalczyk ugotował spaghetti z mięsem, z tym że późno się już robiło. Goście zaproszeni na 20:00 a my jeszcze nie zaczęliśmy jeść. A dla wszystkich nie starczy, a trochę głupio siedzieć z talerzem i jeść a inni się mają patrzeć, szczególnie, że niektórzy myśleli że to impreza połączona z kolacją. Obiad nie gotowy, a Ewa mówi, że ludzie z Turcji już idą. Co robić, co robić. Głupia sytuacja. Ewa po nich wyszła i wtedy przyszło rozwiązanie problemu. Ludzie z Turcji nie jedzą wieprzowiny! I obiad uratowany, bo nawet jakby chcieli, to nie mogą zjeść bo im religia zabrania, więc spokojnie mogliśmy ich częstować i słyszeć: Oh! It’s pork, no tank you :D A spaghetti było naprawdę smaczne. Co chwilę ktoś przychodził, przynosił nowe trunki. Muzyka? Nietypowa. Ludzie z Turcji złapali za gitarę, Portugalczyk grał na afrykańskim bębenku, Turczynki robiły taniec brzucha i taaaka impreza. Potem jak się włosi dorwali do grania i śpiewania, to wszyscy słuchali jak zahipnotyzowani, a kto znał słowa ten śpiewał razem z nimi. Po degustacji przeróżnych win, czas na kombinacje. Petr polewał wszystkim czeskiego Rumu, a my z Goncalo wymyśliliśmy nowego drinka. Rum + Napój o smaku gumy do żucia + Syrop wiśniowy. Wychodzi naprawdę smaczny drink, niczego innego do picia nie było i włączyła się nam taka inwencja. Później usłyszałem za drzwiami jakieś hałasy w pokoju Petra, a tam beherovka rozpijana była. Pycha. Śmiać mi się chciało, jak Goncalo wychodząc do domu, wszedł do pokoju i powiedział, że on to sobie na drogę zje trochę cukru, podszedł, wziął cukiernicę, zjadł wielką łyżkę cukru i wyszedł. Masakra :D Nie wspomnę o już o tym, jak Petr zaczał zakładać kurtkę na środku pokoju, a zapytany co robi, odpowiedział że nie wie. W sumie racja, w końcu mieszka w tym domu :) Ok. 1:30 zabrałem Polki ze sobą i pojechaliśmy do VIA Latin. Wchodzimy na dyskotekę, a tam oprócz nas dwie osoby. No bomba, impreza nie z tej ziemi. Postanowiliśmy posiedzieć i pogadać, wypić za przymusowe 4EUR. Nagle zaczęli pojawiać się ludzie, więcej i więcej… Tak, że o 4 rano parkiet był pełny a muzyka. Powiem szczerze – dawno tak dobrze się nie bawiłem w VIA. DJ grał świetną muzykę, skakaliśmy po parkiecie do około 6:30, jedynie musiałem odganiać napalonych Portugalczyków od polek, ale to akurat było całkiem zabawne :D Taksówkarz nie zrozumiał gdzie chcemy jechać i przez to nadrobił drogę o 1 EUR, ale i tak na cztery osoby wychodzi przyzwoicie. Dziewczynom się bardzo podobało i cieszę się, niech pamiętają Coimbrę jak najlepiej!

Brak komentarzy: